I myśmy mieli też jedną butlę tlenu, który był tam w pierwszym obozie. To nasza wyprawa była polsko-słoweńska i dwójka młodych Słoweńców pobiegła po tą butlę. Nasz lekarz dał im wszystkie już możliwe lekarstwa. Nic to się nie poprawiało. Ale jak przyniesiono tą butlę z tlenem i podaliśmy im ten tlen, no to doszli, doszli do siebie. I po trzydziestu pięciu lat… pisaliśmy tam do siebie, dam wam później taką jedną tam, kartkę właśnie z Kanczendzongi, którą mi przysłał, ale potem ten kontakt się urwał. I dzięki kolejnemu Japończykowi…
Nazywa się Tom Nakamura, dostałem ten adres mailowy do Naoe i spotkaliśmy się na targach w Friedrichshafen, targach sprzętu sportowego, bo on dystrybuował tam zachodnie marki sprzętu wspinaczkowego w Japonii. Zaprosiłem go do siebie. No przyjechał do Polski.
Łaziliśmy trochę po Krakowie i wieczorem poszliśmy do włoskiej knajpy na Ulicy Anny i wtedy on opowiadał, jak on pamięta tą historię.
Mówi tak, siedzieliśmy z tym moim przyjacielem w twoim namiocie. U wejścia paliła się świeczka i w pewnym momencie ten mój przyjaciel powiedział „Naoe, opiekowałem się tobą, przez ten czas, ale niestety teraz będziesz musiał zająć się sobą sam”. I stracił przytomność. I mówię, ale wtedy przyniesiono ten tlen, myśmy nie mieli… mieliśmy reduktor, ale nie mieliśmy tych masek tlenowych, tylko podłączyliśmy taką plastikową rurkę do tego reduktora.
No i mówi tak, że ta świeczka w u wejścia twojego namiotu już tak przygasała, przygasała. Jak dostałem te pierwsze łyki tlenu, to nagle ta świeczka wybuchła takim ogromnym płomieniem i wtedy poczułem się trochę lepiej i wtedy wasz lekarz chciał mi odebrać tą... Tą rurkę z tym tlenem i żeby dać temu mojemu koledze i ja tak do końca usiłowałem jak najwięcej tego tlenu jeszcze zdobyć. I jak on to opowiadał, to wkoło to stoliki ludzie przestali jeść i patrzeli tylko i słuchali. Słuchali tej opowieści. No tak, to, to był siedemdziesiąty… szósty, siedemdziesiąty szósty rok. W siedemdziesiątym siódmym pojechałem już na Nanga Parbat. To była pierwsza ta nasza z Klubu Wysokogórskiego Wyprawa. I którą zorganizowałem. Adam Zyzak był kierownikiem tej wyprawy.
No, niestety nie weszliśmy na wierzchołek. W tym ataku szczytowym był Jurek Kukuczka, był Marek Pronobis i Maniek Piekutowski. Marek Pronobis jest teraz profesorem. Emerytowanym profesorem Politechniki Śląskiej, a Maniuś Piekutowski wyemigrował, mieszka na Tasmanii, tam był szefem dużego zakładu energetycznego.
Maniek i Marek poważnie się podmrażali wtedy, a Jurek zupełnie bez żadnych odmrożeń wrócił. I wtedy się okazało, że, że świetnie znosi wysokość i no tym swoim działaniem wtedy na Nandze zadał kłam temu, co, co po wyprawie na Alasce krążyła, krążyło w Klubie Wysokogórskim w Gliwicach, że „a Kukuczka, to on się nie nadaje na góry wysokie, bo poodmrażał się” i tak dalej, miał chorobę wysokościową. 72 00:08:43,800 --> 00:08:48,000 No a tu się okazało, że jednak, że jednak daje radę.
I później co roku gdzieś tam wyjeżdżałem.
W następnym roku odnowiła mi się malaria, którą miałem pod Nangą, więc nie pojechałem nigdzie. Później pojechałem na taką wyprawę środowisk akademickich na Dunagiri. Było, byli głównie tam poznaniacy i my ze Śląska. Marek Łukaszewski był kierownikiem tej wyprawy. Nie weszliśmy wtedy na Dunagiri, ale zakolegowaliśmy się z tymi poznaniakami i w osiemdziesiątym roku zorganizowałem wyprawę do obu Ameryk. Najpierw byliśmy w Ekwadorze, w Peru, a później pojechaliśmy do Stanów, trochę wspinaliśmy, wspinaliśmy się w Eldorado Springs Canyon. No i później pojechaliśmy w Yosemity. I wtedy tam to była pierwsza grupa Polska, to był osiemdziesiąty rok, w której… pierwsza polska grupa, która dotarła w Yosemite. No równolegle z nami była jeszcze dwójka z PZA.
Zbyszek Młynarczyk i…
Sobie przypomnę te nazwisko drugiego członka tej wyprawy. Myśmy zrobili masę bardzo ładnych dróg, takich klasyków, które zostały opisane tam w takiej księdze 50 Classic Climbs Yosemite. No i zrobiliśmy też pierwsze polskie przejście The Nose z tego tej słynnej drogi na El Capitanie. Był Karolczak i Pawłowski, no i ja byłem na trzeciego, to głównie tam poręczowałem. To znaczy nie poręczowałem, tylko wspinałem się na małpach po poręczówkach.
Wróciłem z tej, wróciłem z tej wyprawy i wtedy to był koniec osiemdziesiątego roku. Były wybory właśnie w Klubie Wysokogórskim i wtedy zostałem po raz pierwszy prezesem Klubu. I… byłem tym prezesem przez cztery kadencje. Do dziewięćdziesiątego drugiego roku, czyli przez całą tą Złotą Dekadę Polskiego Himalaizmu.
No ta sprawa Klubu Wysokogórskiego, no to jest… czy Klub Wysokogórski w Katowicach, to można powiedzieć, że to był pewnego rodzaju fenomen socjologiczny w tamtych latach. No, stanowiliśmy, jak gdyby jedną wielką rodzinę. Spotykaliśmy się prawie codziennie w klubie, razem jeździliśmy w skałki, razem jeździliśmy na te roboty wysokościowe. Planowaliśmy te wyprawy, no i co roku organizowaliśmy… te wyprawy. Pokażę wam później zestawienie tych wypraw w Złotej Dekadzie Klubu Wysokogórskiego w Katowicach. No to jest coś imponującego. Co roku, jeżeli chodzi o góry Azji, to co roku po jedna czy dwie wyprawy w góry Azji, a oprócz tego jeszcze jeździliśmy do Ameryki Południowej. Była też grupa, którą przyprowadził Zwolu, czyli czy Bogdan Zwoliński. To grupa związana z przewodnikami beskidzkimi i oni sobie znowuż obrali Afrykę na ich wyprawy. Zwoliński zorganizował dwie duże wyprawy, jedną do Afryki Wschodniej, drugą do Afryki Zachodniej. Jeździli po parę miesięcy ciężarówką, przemieszczając się z jednego kraju do drugiego. To, co pozwalało nam prowadzić tak aktywny, aktywną działalność, to były roboty wysokościowe. I to właściwie zaczęło się od chyba dziewięćdziesiątego... od osiemdziesiątego
drugiego może roku i… trzeciego. Dzięki tym robotom wysokościowym mogliśmy zarobić dobre pieniądze. Dobre w złotówkach. Nie mogliśmy tego włożyć sobie do kieszeni, ale, ale mogliśmy za to organizować te wyprawy. No do tego trzeba było jeszcze te złotówki zamienić na dolary. No i wtedy to była specjalna droga. Mianowicie kupowaliśmy sprzęt turystyczny w Polsce. Zawoziliśmy to albo cargiem, albo samochodem do Indii czy Nepalu. Tam żeśmy sprzedawali to w Nepalu w tych sklepach szerpańskich i mieliśmy dolary, żeby opłacić karawanę i tak dalej. No tak, to tak to wyglądało. No. To wymagało też pewnego rodzaju odwagi. Bo myśmy jak gdyby, część z nas wybrała świadomie, świadomie takie życie outsidera. Ja pamiętam, że Krzysztof Wielicki, który był kierownikiem dużego działu informatycznego w fabryce samochodów małolitrażowych w Tychach, miał już chyba trójkę dzieci. Przyszedł jednego dnia do domu, do Joli i powiedział, zwolniłem się z pracy, no. Został tylko… zostało mu tylko to malowanie kominów. Ja w pewnym okresie czasu też byłem kierownikiem takiego dużego działu projektowego w Hutniczym Przedsiębiorstwie Remontowym. Ale jak mi nie, nie mogli już dać kolejnego urlopu bezpłatnego na wyprawę, no to się zwolniłem i byłem subiektem w sklepie mojej żony i sprzedawałem biustonosze paniom. No także, był to pewnego rodzaju, pewnego rodzaju wybór. No, został… zostały nam tylko te góry, góry były całym naszym, jak gdyby życiem.
Jednak to zaowocowało tym, że ten Klub Wysokogórski w Katowicach w latach osiemdziesiątych, no, był chyba jednym z najsłynniejszych klubów himalajskich świata, jeżeli sobie przypomnimy, że w tym klubie działali Jurek Kukuczka i Krzysiu Wielicki, i Rysiek Pawłowski, Artur Hajzer, no Rysiek Warecki jeździł też w Himalaje, czy ja jeździłem w Himalaje. No także, było to coś… jak mówi Krzysztof Wielicki, pisaliśmy historię.
A możesz mi powiedzieć o twoich obowiązkach, coś szerzej, jako prezesa Klubu Wysokogórskiego. Jak łączyłeś to ze wspinaniem?
No… oprócz samego wspinania, no myśmy prowadzili też te roboty wysokościowe i jako klub mieliśmy pewną pulę pieniędzy, z których mogliśmy dofinansować czy wyjazdy alpejskie, czy wyjazdy tatrzańskie, czy kolejne wyprawy. No i w klubie działał zarząd. Ja byłem szefem tego wszystkiego. Co miesiąc było zebranie tego zarządu. Już byśmy rozdysponowali te pieniądze. Poza tym żeśmy prowadzili dosyć dużą działalność, jeżeli chodzi o takie spotkania z prelekcjami, zapraszaliśmy różnych gości, czy sami żeśmy organizowali te pokazy slajdów i prelekcje, no to też zaowocowało później, że zorganizowaliśmy pierwszy w Polsce taki przegląd, czy festiwal filmów górskich w Katowicach. Rozrosło się to, były trzy edycje tego, co dwa lata, a także no, to była też wielka rzecz na tamte, na tamte czasy, bo w Katowicach spotykali się nie tylko ci wybitni wspinacze świata, ale również i twórcy filmowi czy twórcy literatury górskiej.
A skąd pomysł na to, żeby w Katowicach zrobić, no ten pierwszy w Polsce Festiwal Filmów Górskich? Myśmy w osiemdziesiątym siódmym roku zostaliśmy zaproszeni na Festiwal Filmów Górskich w Trento. To jest najstarszy festiwal górski. Był tam Jurek Kukuczka, Krzysiek Wielicki, Artur, ja, Rysiek Warecki. No i oglądając to wszystko, jak taki festiwal profesjonalny wygląda, postanowiliśmy zrobić coś podobnego w Katowicach. No i w następnym roku żeśmy zrobili pierwszy Przegląd Filmów Górskich, a w następnym roku… za dwa lata był to już pełny festiwal z nagrodami. Mówiłeś, że, odbyły się jego trzy edycje? Trzy edycje, tak. A czemu nastał koniec, jakby tutaj wyczerpała się formuła czy brakło czasu? No, ta kolejna edycja miała tam się odbyć, ale no jakoś brakło finansowania. Myśmy zawsze tam wyznaczali kogoś na szefa tego festiwalu czy dyrektora festiwalu. Na nim spoczywało właściwie te sprawy organizacyjne, ale również sprawy zapewnienia finansowania. I tu się ta czwarta edycja, w tej czwartej edycji nie udało nam się zdobyć pieniędzy na finansowanie tego festiwalu i w związku z tym festiwal nie doszedł do skutku. No a później idąc naszym śladem Zbyszek Piotrowicz zrobił pierwszy festiwal w Lądku i to się tak zaczęło, że Lądek z roku na rok rósł, rósł na… do profesjonalnego festiwalu, który teraz się odbywa.
W osiemdziesiątym pierwszym roku, tak w osiemdziesiątym pierwszym roku, to ten festiwal solidarności, nie musiałem mieć już pieczątki w dowodzie, że gdzieś pracuję. Dopiero później miałem znowuż pieczątkę z Klubu Wysokogórskiego, bo ja jako chyba jedyny z tych wspinaczy byłem zatrudniony później na etacie w Klubie Wysokogórskim, ale to są lata późniejsze, dziewięćdziesiąt trzy i tak dalej. Natomiast żeśmy pojechali wtedy na rodzinny taki wyjazd i z przyjaciółmi do Azji. To trwało chyba z cztery miesiące, podróżowaliśmy po Indiach, po Sri Lance, Nepalu, byliśmy na trekkingu do bazy pod Annapurną. Wtedy nasz syn miał czternaście lat. Byliśmy tam później, jeszcze w tej Azji Południowo-Wschodniej, czyli Tajlandia, Malezja, Singapur i tak dalej. No i wróciliśmy tydzień przed stanem wojennym. A jakie to było dla ciebie uczucie, to spotkanie z orientem? Takie pierwsze? No dla mnie… Ja zawsze fascynowałem się, czy dużo czytałem na temat tych religii Dalekiego Wschodu czy to buddyzm, czy taoizm czy nawet hinduizm i świetnie było, jak gdyby dotknąć tego, poznać to jak to wygląda. Faktycznie, w życiu jak wyglądają te ich święta i te celebracje.
Po każdej takiej wyprawie wracał człowiek, jak gdyby taki doładowany, z nowymi pomysłami na nowe… kończyła się jedna wyprawa, żeśmy planowali już następną. I te wyprawy, które żeśmy organizowali, to organizowaliśmy w gronie przyjaciół, jeździliśmy na nie
wśród ludzi, którzy się dobrze znali, którzy spędzali masę czasu tutaj w Polsce razem z sobą i to się trochę różni od tego, co jak to wygląda dzisiaj, gdzie ludzie poznają się albo w internecie, albo po raz pierwszy się widzą na lotnisku, wyjeżdżając na wyprawy, nie.
No to ja… zawsze zależało mi na tych na, na tych rodzinnych, jak gdyby takich wyjazdach. Jak byliśmy w Pakistanie w siedemdziesiątym siódmym roku na Nanga Parbat, to Zosia wtedy z synem, który miał z dziewięć lat chyba,
pojechała czy poleciała do Duszanbe i potem przez Termez i Amu-darię, przez cały Afganistan dotarła do Pakistanu. Okazało się, że my jesteśmy jeszcze w górach i pojechała dalej do Indii i do Nepalu. Także mój synek był wcześniej w Katmandu niż ja. No a jak myśmy wrócili z gór, ona też wróciła do Islamabadu i wracaliśmy tą ciężarówką jelczem przez te wszystkie kraje. Po drodze naprawiając ciągle silnik tego jelcza. Dopiero w Teheranie żeśmy wymontowali wał i dali ten wał do szlifu i wtedy już wracaliśmy w miarę sprawnie do Polski. Byliśmy chyba po piętnastym grudnia w Cieszynie. No a pierwsza, pierwszy taki wyjazd wspólny, to było, to był jeszcze siedemdziesiąty piąty rok. Ja byłem wtedy we Włoszech w rejonie Mont Blanc, a Zosia była nad… z synem miał już siedem lat może. Na takim wjeździe też naszym klubowym w Słowenii czy tam, w Jugosławii ówczesnej. I umówiliśmy się, że dnia tego i tego o godzinie dwunastej spotkamy się na placu San Marco w Wenecji. No i ja wróciłem z tych gór, już tam wcześniej trochę i tam koczowałem w tej w tej Wenecji. No oni przyjechali z tego, z tej Słowenii autostopem i spotkaliśmy się na tym placu San Marco.
Pojechaliśmy później razem autostopem do jeszcze do Florencji. Wróciliśmy autostopem, pojechaliśmy do Jugosławii i tam z Zagrzebia mieliśmy już wykupione bilety kolejowe i wróciliśmy do domu. Także te rodzinne wyjazdy dla mnie też były zawsze ważne. Wspominałeś jeszcze o tej fascynacji tymi religiami wschodu. Chciałam zapytać właśnie o tą filozofię tego buddyzmu, taoizmu, New Age. Czy kultywowałeś w jakiś sposób… bardziej żyłeś tym czy na zasadzie takiego po prostu zainteresowania? Nie, raczej ja nigdy praktycznie to nie usiłowałem tego stosować. Natomiast no dużo na ten temat czytałem. Dużo, dużo tych, no tych tekstów przebrnąłem przez te dużo tekstów. Zosia ma tam jakąś dużą bibliotekę tej już New Age szerszego jakiegoś takiego pojęcia. A wspominałeś też, że właśnie przez cztery miesiące podróżowaliśmy po tej Azji i wróciliście na tydzień przed stanem wojennym, jak się poczułeś wtedy, kiedy Jaruzelski ogłaszał telewizorze, że tutaj stan wojenny i te granice się zamykają?
No nie wiem, no Zosia chciała zawsze emigrować, a ja jednak chciałem zostać tutaj. W Polsce miałem tutaj przyjaciół i jakoś nie wyobrażałem sobie tego, tej emigracji. No był to pewnego rodzaju szok. Ten stan wojenny został ogłoszony wtedy w niedzielę chyba, nie wiem to było jakoś, a byłem wtedy pojechałem do Warszawy, bo mieliśmy spotkanie prezesów klubów wysokogórskich akurat. No i jeszcze wsiadając do pociągu w Katowicach nic na ten temat nie wiedziałem. Dopiero w Warszawie zobaczyłem te czołgi, ZOMO i tak dalej. No. No nic, ale ten stan wojenny minął i myśmy dzięki… zaraz po nim, następnego, w następnym roku, żeśmy pojechali na kolejną wyprawę. Tu tak wracając właśnie w góry. Organizacyjnie taki wyjazd wymagał dużej ilości informacji, w jaki sposób pozyskaliście informacje o tym, jak tam się dostać, jak tam się żyje? W ogóle o górach prawdopodobnie… wybór odpowiedniej drogi wspinaczkowej? No ja, ja zawsze usiłowałem te informacje, jak gdyby zbierać. Jeżeli jeździłem w te góry, zawsze w Katmandu kupowałem trochę tych książek dotyczących samych gór.
No teraz mam cały zbiór American Alpine Journal i Himalayan Journal, ale w tamtych czasach w osiemdziesiątym roku nie było to takie tak dostępne. Natomiast udawało się czasami zdobyć informacje o tym rejonie, w który chcieliśmy jechać i te ostatnie lata osiemdziesiąte już było, już było łatwiej. Miałem masę też kontaktów takich... Szczególnie z Anglikami czy jakieś kontakty amerykańskie, no i jak było mi coś potrzebne, no to pisałem i wtedy dostawałem te informacje. No ja też prowadziłem taką, taką zorganizowałem taką wymianę z Anglikami. Myśmy pojechali do Szkocji wspinać się, a Angole przyjechali do nas zimą w Tatry, nie. Było bardzo… bardzo fajny, skuteczny ten wyjazd, bo myśmy zrobili masę dobrych dróg na Ben Nevisie, to jest ta ichniejsza szkocka góra zimowa. No to jest to ta specyfika wspinania w Szkocji jest trochę inna niż w Tatrach, bo tam dzięki tym, tam chłodne powietrze z nad Atlantyku osadza na skale taką szadź i po tej szadzi, używając tylko przednich zębów raków i dziabadeł, można się świetnie wspinać. Czegoś takiego w Tatrach nie mamy, trzeba zimą dużo czyścić, jest masa śniegu. No ale to było nasze dobre doświadczenie. No a dzięki tym kontaktom z Anglikami też miałem w osiemdziesiątym szóstym roku, wtedy na… jak byłem na wyprawie na Magic Line, to znowuż kontakt z Jimem Curranem, z Alanem Rousem, z Johnem Porterem. I te kontakty z czy tam z Johnem Porterem trwają do dzisiaj. No Jim Curran niestety zmarł. W osiemdziesiątym czwartym roku pojechaliśmy na Broad Peak taką małą wyprawką, wyprawą. Krzysiu Wielicki, Rysiek Pawłowski, Walek Fiut i ja. Bazę mieliśmy pod południową ścianą Broad Peaka. Razem z nami w bazie byli Jurek Kukuczka i Wojtek Kurtyka. Chcieliśmy
zrobić
tą południową
ścianę
Broad Peaka,
ale była bardzo
lawiniasta
i poszliśmy
na normalną
drogę na Broad Peak. Tą południową ścianę Urubko zrobił tam ze swoim jakimś przyjacielem z Rosji parę lat temu. Natomiast no myśmy się tam najpierw aklimatyzowali się, mieliśmy już w sumie później bardzo dobrą aklimatyzację. No i poszliśmy już do samego szczytu. Nasza trójka, czyli Walek, Rysiu i ja startowaliśmy z obozu trzeciego, natomiast Krzysiu Wielicki w nocy jeszcze wystartował spod podstawy ściany i myśmy byli na wierzchołku gdzieś koło… przed trzecią chyba czy coś. No a on był dwadzieścia minut po nas i jednocześnie zaczął szybko schodzić. I tak… Także zdążył w dwadzieścia trzy godziny, tam z groszami, wejść na wierzchołek ośmiotysięcznej góry od jej podstawy i zejść do tego samego miejsca. Krzysiu pojechał do domu, bo on jeszcze jesienią z wrocławiakami pojechał na Manaslu. Wtedy zrobili nową drogę. Na wierzchołku był Krzysiek i Alek Lwow. No, a myśmy tam zostali, bo mieliśmy jeszcze zezwolenie na Gaszerbruma czwartego. Jurek i Wojtek zrobili wtedy trawers w stylu alpejskim, trawers trzech wierzchołków Broad Peaka, co było niesamowitym wyczynem, ale mieli jeszcze zezwolenie na zachodnią ścianę Gaszerbruma czwartego, na tą Świetlistą Ścianę. A myśmy mieli na tą grań z lewej strony, ograniczającą
ścianę. I pamiętam taki dzień. Podeszliśmy pod Gaszerbruma czwartego, mieliśmy tam mały namiocik, w którym żeśmy spali i chłopcy, czyli Krzysiek i Rysiek, i Walek poszli do takiego kotła z lewej strony, żeby zobaczyć gdzie jest wejście w tą naszą grań. Natomiast
ja z Jurkiem siedzieliśmy
tam sobie pod tą ścianą. Jurek patrzył, patrzył, kombinował.
Medytował, jak to, jak wejść w tą ścianę. Niestety nie było pogody. Mieliśmy takiego kucharza, który chciał już wracać do domu i codziennie modlił się do Allaha, żeby, żeby nie było pogody i żebyśmy mogli wracać. No i Allah wysłuchał swego wiernego sługę. Faktycznie pogody nie było i postanowiliśmy wracać. No i jak żeśmy zaczęli wracać, to mieliśmy sześć dni niezwykłej, świetnej pogody, lampy, na Lodowcu Baltoro. Natomiast ta decyzja, żeby nie wchodzić w Świetlistą Ścianę, zaważyła na tym, że ta najlepsza dwójka wspinaczkowa tamtych lat, która robiła niesamowite rzeczy w stylu alpejskim w górach wysokich, się rozpadła. To nieomalże symboliczny rozpad, bo
dzień po Urdukas Jurek poszedł w lewo, przeszedł przez przełęcz Masherbrum La. Po drodze wszedł jeszcze na niezdobyty siedmiotysięczny szczyt i zszedł do Doliny Hushe. Natomiast za dwa dni Wojtek poszedł w prawo, przeszedł dwa wielkie lodowce Biafo i Hispar. Po drodze przez Hispar La, wysoką przełęcz i zszedł do Doliny Hunzy. No i tak, tak ich się ta wspólna działalność się zakończyła. Raz jeszcze był epizod, że Jurek zaprosił Wojtka na wyprawę na Manaslu, ale tam też nie było pogody. Było lawiniasto i Wojtek w trakcie wyprawy zrezygnował, natomiast Jurek z Arturem wtedy zrobili nową drogę na Manaslu.
W osiemdziesiątym szóstym roku zorganizowałem wyprawę razem z poznaniakami na K2 na słynną Magic Line. W wyprawie uczestniczyli Przemek Piasecki, Wojtek Wróż z Poznania, Peter Božík ze Słowacji i ja. To była czwórka męska. I były trzy dziewczyny, Krystyna Palmowska, Anka Czerwińska i Dobrosława Miodowicz-Wolf „Mrówka”, taką miała ksywę. No i udało nam się tą piękną drogę w sumie zrobić. Ten dół był trochę… zostawały stare poręczówki jeszcze z wyprawy francuskiej z siedemdziesiątego czwartego roku. Przed nami działała tam też wyprawa amerykańska, jednak w lawinie z Przełęczy Grotto zginęła dwójka wspinaczy i Amerykanie się wycofali. W górę myśmy sami poręczowali, no a później sam atak szczytowy był właściwie taki w stylu alpejskim. Szliśmy w dwóch zespołach. Pierwszy, chłopcy, Wojtek, Przemek i Peter, a drugi zespół to była Anka Czerwińska, Krystyna Palmowska i ja. Mrówka poszła na drogę normalną z Alanem Rousem z brytyjskim wspinaczem.
Spędziłem wtedy z dziewczynami dwa biwaki powyżej ośmiu tysięcy metrów bez tlenu. Po tym drugim biwaku połączyliśmy się z Przemkiem i dowiedzieliśmy się, że w czasie zejścia oni schodzili drogą normalną. Nie tą, którą myśmy wchodzili, no bo ta góra nie, nie było poręczówek, że w zejściu zginął Wojtek Wróż i wtedy myśmy postanowili nie wspinać się dalej i zacząć schodzić. I to właściwie nas uratowało, bo następnego dnia przyszła ogromna burza, która uwięziła na Żebrze Abruzzów czy na ramieniu K2 piątkę wspinaczy. Tam między innymi i nie wróciła też Mrówka. Wróciła tylko dwójka Austriaków. Kurty Diemberger i Willi Bauer. Także w tym osiemdziesiątym szóstym roku, no na K2 pozostały dwie piękne polskie drogi. Między innymi ta nasze Magic Line oraz droga Kukuczka-Piotrowski
na południowej ścianie. Świetna droga, którą ta dwójka zrobiła w stylu alpejskim. Niestety, w zejściu zginął Tadek Piotrowski. Po prostu za długo już przebywali w tej strefie w strefie śmierci. Jemu po kolejnym biwaku, to był ich chyba już czwarty albo trzeci biwak powyżej ośmiu tysięcy metrów, źle zawiązał raki i te raki mu spadły i spowodowało to też jego upadek. No i jeszcze należy powiedzieć, że w osiemdziesiątym szóstym roku Wanda Rutkiewicz, jako pierwsza kobieta weszła, weszła na K2, także ten rok był… obfitował w sukcesy, ale niestety też wielkie tragedie, ten rok osiemdziesiąty szósty. Opowiem teraz jeszcze o jednej rzeczy. Jest taka góra w Tybecie, nazywa się Mayer Kangri. W dziewięćdziesiątym dziewiątym roku Jasiu Kiełkowski napisał do mnie, że jest niezdobyta góra na Płaskowyżu Tybetańskim. Nazywa się Mayer Kangri, ma powyżej siedem tysięcy metrów. Ja miałem taką mapę wydaną w osiemdziesiątym szóstym roku przez Royal Geographical Society i przez fundację everestowską, angielską fundację everestowską. Na tej mapie faktycznie to Mayer Kangri miało siedem tysięcy sto sześć chyba. Natomiast w rzeczywistości ta góra ma sześć tysięcy dwieście. Na starych mapach góra nazywa się jeszcze Mount Bonvalo, bo taki odkrywca francuski Bonvalo, go pierwszy ją zobaczył. Miałem takie tłumaczenie na angielski jego dzienników z tej wyprawy. Wtedy on jak zobaczył tą górę, wydawała mu się też bardzo wysoka. Powyżej tam podawał, to jest w stopach, no ale wyglądało to powyżej siedmiu tysięcy metrów. No i to była moja idée fixe, żeby pojechać tam i zobaczyć jak ta moja góra wygląda. No udało się to zrealizować dopiero w dwa tysiące ósmym roku. Wcześniej jeszcze Janusz Skorek i Jasiu Kiełkowski znaleźli dobre mapy rosyjskie. Była wtedy taka strona pojechali.ru i stamtąd ściągnęliśmy te mapy. Mieliśmy już ten cały rejon wtedy, jak gdyby zlokalizowany.
No i pojechałem z Grzesiem Chwołą w dwójkę. Wcześniej wszedłem sobie na Elbrus, żeby być jakoś zaaklimatyzowany, bo ten cały płaskowyż ma powyżej czterech tysięcy metrów, cztery i pół, czasami pięć tysiecy dochodzi, no a góra ma sześć dwieście, czyli to jest taka bałucha śnieżna w końcu. W końcu tam, później dołączę wam te zdjęcia z tego. No i pojechaliśmy w dwójkę mieliśmy dwie Toyoty, dwóch kierowców, takiego przewodnika i kucharza. No i tak żeśmy podróżowali po tym płaskowyżu tam, no nie ma dróg, są tylko ślady, które zostawiają samochody, tylko się krzyżują, więc trudno tam było trafić. Musieliśmy pytać lokalsów gdzie i jak dalej się poruszać. No ale w końcu żeśmy tam dotarli. No nie, nie wchodziliśmy na sam wierzchołek. W takim rekonesansie Grzesiu wszedł na wschodni wierzchołek. Ja tam trochę wcześniej się zatrzymałem. Specjalnie żeśmy nie chcieli wchodzić, bo nie mieliśmy zezwolenia na… wspinaczkowego. Chciałem zorganizować tam wyprawę w ten rejon Mayer Kangri i Jomo Ri. Tam jest kolejna taka grupa górska. W następnym roku, także po powrocie do Lhasy, byłem na takiej wizycie w China Mountaineering Association, rozmawiałem z panią dyrektor. Tybetanką. No tam, dała mi fajną mapę chińską rejonu K2, kupiłem u niej też takie wydawnictwo chińskie o górach Tybetu. No obiecała, że dadzą nam zezwolenie. Napisaliśmy aplikację, ale nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi, także.
Tyle. No pokażę wam teraz trochę zdjęć z tego, z tego rejonu. Na początku chcieliśmy dostać się stąd, do… musieliśmy najpierw do takiej... Nima, do to takiej miejscowości się dostać. Chcieliśmy tu od południa bezpośrednio. Podjechaliśmy tu, ale nas zawróciły posterunki, że tam nie wolno wjeżdżać obcokrajowcom, chociaż żeśmy mieli tam ten tego i wróci... Aha, i wróciliśmy, wróciliśmy do Lhasy i pojechaliśmy tutaj do Nakchu, to taka miejscowość Nakchu i tu jest... I tu jest hotel chiński w Nakchu. I w tym mini barze było tak butelka coca coli tyle kosztuje tam… Coś jakiś trunek tyle, a butelka tlenu tyle i tyle, bo to jest tam jest taki pociąg, który by jeździ z Pekinu aż do Lhasy. No i jak ta to Nakchu ma już cztery tysiące chyba z groszami, no to więc tam jak ktoś przyjedzie pociągiem, no to musi się tego. No i tak wygląda ten… To są pasące się jaki. Tu właśnie pytamy tych lokalsów. Tu spotkaliśmy takich trójka pielgrzymów, którzy szli do Lhasy. No i my co jakiś czas żeśmy tam biwakowali. Jest niesamowite, to są słone jeziora po drodze.
No i tak wygląda cały ten masyw. Grzesiu był na tym szczycie, tam byłem troszkę poniżej. I tutaj też widać ten szczyt? No to jest ten. To jest cały ten masyw Mayer Kangri. To była nasza baza. Jak żeśmy z Grzesiem… no tam jest masa takich właśnie… to są dzikie osły, które jak jechaliśmy tym, to ścigały się z naszym samochodem i to z kolei orzeł. A to, a to są te antylopy cziru. To jest ta druga grupa obok, to Jomo Ri, które on tam narysował, Wala. Myśmy… Tam były dwie rodziny tych Tybetańczyków i myśmy z takimi chłopcami, oni nas na motorach zawieźli. Po drugiej stronie chcieliśmy robić tam zdjęcia tego. A tu już wracamy. No i powstało, powstało takie to opracowanie. To Nakamura mówił, że to jest Biblia tego Nyachen Tanglha. Tak wygląda. Nyachen Tanghla West i potem mam takie japońskie opracowanie tych, też tych gór. I oni tam cytują to, jak to nasze opracowanie. Zajęliśmy się tymi górami jeszcze mocniej i Wala zrobił takie opracowanie już dotyczące map i podziału tego… To jest ten Nakamura, który był później też u mnie. Kiedyś. Gdzie, gdzie podzielił to na podgrupy górskie i z każdej podgrupy zrobił te mapy. No a potem... Mój taki, no, przyjaciel Bruce Norman się nazywał. On jest Szkotem, który jest profesorem fizyki teoretycznej i miał kontrakt w Pekinie, w Uniwersytecie, tam pracował i łaził, wspinał się po górach tych tybetańskich. Przysłał mi trzysta zdjęć, dotyczących takiej jednej doliny, w której działali w dwójkę. Weszli na pięć wierzchołków, na trzy jako pierwsi, na dwóch zrobili nowe drogi. I ten… I Wala, jak dostał te zdjęcia, to jest jego opracowanie, Wala mówi tak, napisz do niego i powiedz, że on nie był na tym wierzchołku, tylko na innej górze. Ja tak grzecznie, tam usiłowałem do niego coś napisać. Sprawdź, bo Wala mówi, że tego i oni mówili, przepraszam, miałem niedokładne mapy.
To jest sam Wala, jako specjalista. Czekaj, bo tu jeszcze coś miałem więcej. Taki Szwed Janne Corax się nazywał i on zrobił pierwszy trawers tego Chang Tangu z północy na południe, razem ze swoją przyjaciółką z Kanady. I oni rowerami tam przyjechali, czy usiłowali przepchnąć te rowery. On później był też u mnie. Tu kiedyś zrobiliśmy taką konferencję na temat Chang Tangu. To jest Grzesiu Chwoła. On i taki Duńczyk, jeszcze, który też po tym Chang Tangu jeździł rowerem. No, z tym Chang Tangiem jest tak, że tam, wiesz, oni zezwolenia nie dają, także ten Corax jeździł, także… no na lewo jeździł. No i ten, po tym pierwszym, po tym pierwszym, jak złapali Chińczycy w tej wsi, do której oni dotarli, to jakoś te zarówno ambasada kanadyjska i szwedzka ich tam wybroniły. Potem pojechał drugi raz i jak już go drugi raz złapali, to mu wbili do paszportu ten… Zakaz. Zakaz wjazdu i pojechał z powrotem do Szwecji. Zmienił sobie nazwisko, wziął nowy paszport i pojechał znowuż. Uparty człowiek. Tak. I…
I to i wtedy wszedł na ten, na taki wierzchołek niezdobyty, który, na który ja też chciałem kiedyś tam pojechać, to jest na północy tego Chang Tangu. No to jest to Namtso. To słone jezioro. I to wzgórze święte, tu są to chorągwie, chorągwie modlitewne. I tu są hoteliki, do których tam przyjeżdżają ci pielgrzymi. No a myśmy przejeżdżali przez te teraz, przez tą przełęcz prowadzi droga, którą Chińczycy zrobili. To jest ta nasza cała ekipa, no i to nasze opracowanie.
I to to jest wieś, przez którą ja przejeżdżałem z dwa razy i nigdy kurde tych gór nie, nie, nie widziałem, bo były te… Zachmurzenie. Zachmurzone, no. To może zaczniemy, jak poznałeś Jerzego Kukuczkę?
W tych moich pierwszych latach, ja dużo wspinałem się w skałkach z Jasiem Kiełkowskim i wtedy jeżdżąc w skałki, spotykaliśmy tą grupę HKT, no i tam musiał być. Ja pamiętam, że był tam Walek, Ziut Cuber, no tam musiał być Jurek wtedy z nimi. Natomiast nasza wspólna pierwsza wyprawa, to był właśnie ten siedemdziesiąty siódmy rok i ta Nanga Parbat. No i razem żeśmy wracali też tym później, tym… Myśmy chyba spali w jednym namiocie, bo ja spałem chyba z Jurkiem i z… w bazie z Jurkiem i z Mańkiem Piekutowskim. W trójkę. Natomiast, no cały ten powrót razem i to naprawianie tego samochodu, no to, to powodowało też jakieś takie zacieśnienie tej naszych więzi. No w osiemdziesiątym czwartym byliśmy razem pod tym Broad Peakiem.
No, a potem osiemdziesiątym szóstym byliśmy razem pod K2. To znaczy w innych wyprawach, ale spotykaliśmy się tam. No i później Jurek zaczął kończyć tą swoją Koronę Himalajów. No i byłem… razem organizowaliśmy
tą wyprawę na Shisha Pangmę. I w dwójkę byliśmy wtedy w Pekinie rozmawiać z tym… China Mountaneering Association. I wtedy wymyśliłem to, żeby to robić pewnego rodzaju barterem, że my zaprosimy tych Chińczyków do Polski. A… I koszty ich pobytu będą wkładem naszym w koszty tej wyprawy, w to, co powinniśmy zapłacić Chińczykom. No i ten szef tego China Mountaneering Association się wtedy na to zgodził. Najgorsze było jeszcze to, że myśmy tam siedzieli tydzień w tym Pekinie. Mieliśmy do naszej dyspozycji kierowcę i samochód. Mieliśmy zwiedzać. Byliśmy tam, dałem takie zdjęcia z chińskiego muru i tam te różne pałace… pod Pekinem, czy to Zakazane Miasto. No i… I potem na koniec Chińczycy wystawili nam ten rachunek pięć tysięcy dolarów. Myśmy oczywiście nie mieli tych pieniędzy. I tak jak Jurek mówi, kurde, najdroższe wakacje mojego życia. Ale no tak, w tych negocjacjach żeśmy powiedzieli, żeby też ten nasz pobyt włączyć w to barterowe rozliczenie z Chińczykami. Oni się na to zgodzili. Tyle. No, byłem na tej Shisha Pangmie i ostatnią moją wyprawę z Jurkiem to była Annapurna w osiemdziesiątym ósmym roku od południa. Oni wtedy z Arturem, zrobili nową drogę. Tam z prawej strony, później granią na Annapurnę Wschodnią. I tutaj chcę opowiedzieć jedną, jedną historię, która oddaje, to jak Jurek… Jak ja, jak ja… No, przyjmowałem, kojarzyłem Jurka i jego podejście do gór. To taką niezwykłą naturalność, którą on… cechę, którą posiadał i którą nigdy jakoś intelektualnie nie dałoby się zinterpretować. Mianowicie, żeby dojść pod ścianę, trzeba z tego naszego pierwszego obozu przejść przez taki skomplikowany lodowiec i myśmy mieli tam trasery wyznaczone, ale działaliśmy w tych górnych obozach przez dłuższy okres czasu, może z dwa tygodnie, i schodziliśmy przez ten lodowiec, gdzie jak to w takim Ice Fallu, lodowcu, wszystko się poprzewracało i ta trasa wyglądała już inaczej. Schodziliśmy w trójkę. Jurek prowadził, a za nim szliśmy, taki Steve Untch, z Kalifornii wspinacz i ja. I nagle Steve mówi, patrz na niego, on zachowuje się, jakby był u siebie w living roomie. To było coś takiego jak Jurek naturalnie te góry czuł i pojmował, jak się zachowywał w tych górach. To tyle o Jurku, chyba. I teraz… Teraz jeszcze tak o górach północnego Karakorum.
Jak wiecie w ostatnich latach jest ogromny boom i popularność na to wchodzenie na ośmiotysięczniki. Spowodowały to wyprawy komercyjne, które prowadzą głównie Szerpowie z Nepalu. Prowadzą je również w Pakistanie. Polega to na tym, że Szerpowie poręczują całą drogę właściwie od bazy po wierzchołek. Zakładają tamte poszczególne obozy, ustawiają namioty. Mają swoich klientów, którym się opiekują. Klienci chodzą od sześciu tysięcy już z tlenem. No i to, to już nie jest jak gdyby alpinizm, który my pamiętamy. Natomiast no trudno z tym walczyć, dyskutować, no świat się rozwija, świat się zmienia. Natomiast moja odpowiedź na to jest taka, żeby, że jest masę gór tych w Azji, gdzie jeszcze nikogo nie było. Gdzie można znaleźć doliny, w których nikt przed nami nie był i poczuć się jak prawdziwy odkrywca z początku dwudziestego wieku w tych górach. I tu podam przykład gór północnego Karakorum, w które myśmy z Krzysiem Wielickim pojechali po raz pierwszy w dwa tysiące jedenastym, a później w dwa tysiące dwunastym roku.
Przywożąc z tych wojaży zdjęcia, współpracowaliśmy
z Jurkiem Walą. I on robił takie zeszyty topograficzne, takie opracowania, których już chyba zrobił kilkadziesiąt. Teraz. Natomiast, no, masa tych opracowań dotyczy właśnie tego północnego Karakorum, bo później nasi przyjaciele zaczęli jeździć też w te w te góry, naszym śladem. No i… Na przykład można… Podaj mi to. Te trzy. O, tak.
No i to są opracowania Jerzego Wali, które zrobił. No to jest na przykład jeszcze dwieście… dwa tysiące czternasty, to jest dwa tysiące osiemnasty rok, a to jest ostatnie… dwudziesty trzeci rok.
I są główne te grupy górskie Ghujerab Mountains i Karakorum Karun Kho Mountains. No masę… To jest masę wiadomości. Te opracowania mają po
sto stron prawie, to… Sześćdziesiąt siedem, kolejne sto osiemdziesiąt jeden. No także niezwykła ilość informacji.
No ja mu pomagałem w tym… opracowaniach przez to, że kontaktowałem się z ludźmi, którzy jeszcze albo nasi znajomi przesyłali mi zdjęcia i raporty z swoich wypraw, ja ściągałem też te raporty z innych ekspedycji. No i powstawały te opracowania w tej pierwszych kolejności. Ja jeszcze tam, w dawnych latach, to usiłowałem finansować. A teraz to Polski Związek Alpinizmu daje na koszty, żeby to opracować. No i te opracowania wysyłane są do głównych bibliotek górskich na świecie oraz może tam pięć, sześć osób, które na świecie się tym zajmują. Jest to Lindsay Griffin, Brytyjczyk, który jest jednym z redaktorów American Alpine Journal. Jest to Nakamura, o którym jeszcze będę mówił, w Japonii. Jest… W Ameryce jest takie małżeństwo, które wydawało po Karakorum przewodniki Lonely Planet. John Mock i Kimberley O’Neil. No jest człowiek w Niemczech, on się Wolfgang Heichel, który sam pisał książki takie topograficzne o Karakorum. Wala robił do tych jego opracowań mapy. Poszczególne. Heichel wydał świetną książkę o Nanga Parbat. No, a też ja od niego dużo książek, bo on jest i księgarzem. Dużo książek od niego kupiłem. I on załatwił mi też taką firmę w Niemczech, która robiła dla mnie…
ksero, czy wydawała kopię tych wydawnictw Svena Hedina, nie. Ja miałem to wcześniej. Także, no parę osób na świecie, z którymi tam utrzymuje kontakt, których te sprawy topografii gór interesują, więc…
Wala i może moja rola jest też w tym popularyzacji tych rejonów północnego Karakorum. Natomiast jeżeli chodzi o te góry, które leżą na wschód od Tybetu, to jest kolejny wielki odkrywca Tybetu, współczesny, Tom Nakamura. I tu chciałem wam pokazać jego książkę, jego dzieło życia.
Tom Nakamura zaczął interesować się tymi górami, leżącymi na wschód od Tybetu, dopiero jak przeszedł na emeryturę i w sumie zrobił trzydzieści pięć ekspedycji w tamte rejony. I dzięki temu powstała ta książka East of the Himalaya. Mountain Peak Maps. Jest to takie wydawnictwo, które zarówno opisuje, jak jest masę zdjęć, ponad sześćset zdjęć, głównie zdjęć Nakamury. Są świetne mapy i jest lokalizacja. Nazwanie tych wszystkich gór, które leżą właśnie tam na wschód od Tybetu. No i tu jest niesamowite pole do popisu. O, tu jest na przykład Chang Tang La West. Tu jest zdjęcie, które przysłał mi też Bruce Norman. Jest jedno moje zdjęcie w tej całej księdze.
No tu jest tyle rzeczy, tyle rejonów, które jeszcze nie mają wejść. Są góry siedmiotysięczne,
które nie mają, nie mają wejść. No główna sprawa, która, która to powoduje no to są względy polityczne, bo Chińczycy nie na wszystkie te góry dają zezwolenie. Książka jest wydana w trzech językach. Po angielsku, po japońsku i po chińsku.
No tu jest ten Tom Nakamura. On ostatnio wydał jeszcze dwie książki, opisujące tamte góry. Przykład.
No i tu pisze o tych niezdobytych szczytach Unclimbed Summits and Three Parallel Rivers. To są te rzeki, które tam z północy na południe płyną tak równolegle. No i zebrał te szczyty, które w rejonie tych rzek leżą i tych szczytów jest… Gdzieś tu jest...
O, tu zebrał. Sześciotysięcznych szczytów w tym w tym rejonie jest trzysta siedemdziesiąt pięć. Niezdobytych. No także jest gdzie jeździć, jest gdzie się wspinać. Też piękna książka z dużą ilością zdjęć, nazwami i świetnymi mapami. No a to jeszcze jest książka taka, którą… Są zdjęcia lotnicze, jak się leci z Katmandu do Lhasy, z Lhasy do Chengdu. I są po prostu nazwane te wszystkie szczyty, które wtedy widać. Gdzieś tu są te…
To są te właśnie z Pokhary do Katmandu, jest lot z Katmandu do Chengdu, z Katmandu do Lhasy, z Lhasy do Chengdu, do Yushu tu na północy tego Tybetańskiego Płaskowyżu, no i z Lhasy do Ali, to już jest tam… Leci się wtedy nad Karakorum. No także są jeszcze te rzeczy… Pytałeś też jak, gdzie się opisuje to wszystko, co się dzieje w górach. No zbierają to takie roczniki jak ten American Alpine Journal, który mam. Jak w Indiach wydawany Himalayan Journal i w Anglii Alpine Journal. No także stąd można brać i korzystać te wiadomości. Tam najbardziej w American Alpine Journal systematycznie jest tam opisywana każda ekspedycja. Krótkie, krótkie notki, zdjęcia. No jest też wersja tych… Wersja cyfrowa tego, że wtedy tam te artykuły są większe, szersze, jest więcej zdjęć. I tak dalej, no. I możesz powiedzieć, to jest tak, że teraz cały czas wspinacze się do ciebie zgłaszają? Pomagasz im? No jeżeli chodzi o polskich, tych wspinaczy, no to cała ta młoda czołówka, to jest w kontakcie ze mną i jak szukają tam nowych celów, to się ze mną kontaktują. Dlatego mam tam wyłożone tam jakieś takie zestawienia, bo mają do mnie przyjechać, trójka tych teraz czołowych polskich wspinaczy. Wadim Jabłoński, Maciek Kimel i Michał Czech. No jeszcze będą może na początku, mieli przyjechać wcześniej, no ale potem się rozjechali. Kimel pojechał do Nepalu, Czech jest jeszcze w Yosemitach, no ale chyba mnie odwiedzą. No i druga grupa młodych tam, którym nadałem tam rejon właśnie w tym północnym Karakorum. Jest takie gniazdo, sześciotysięcznych szczytów niezdobytych, to też chcą przyjechać, żeby po trochę na ten temat pogadać. Także nie narzekam. Mam co robić, co chwilę coś tam się dzieje. No tak. Wala też mnie tam dręczy i każe albo coś tam napisać krótkiego, no ja w tych opracowaniach Wali też opisywałem często eksplorację tych rejonów historyczną taką, którą zbierałem właśnie z tych… z tej literatury, którą u siebie mam zgromadzoną i tam te raporty. Żeby po angielsku pomasowałem jakoś i po polsku tam to opisywałem. W ogóle ciekawe, bo tak się ten taki aspekt himalaizmu badawczy jest bardzo interesujący. Się mocno skupiamy na sportowych osiągnięciach, a jak się zastanowić tych polskich takich osiągnięć badawczych, eksploatacyjnych jest mnóstwo, jak widać.. No tak, no na pewno ta duża eksploracja była w samym Hindukuszu. Wala też to jest specjalistą od tego. On to opisywał w tamtych latach. Różne te pasma Hindukuszu, no a później było Karakorum, no i tam dosyć dużo też tych polskiej tej eksploracji w Karakorum było. No to ostatnie lata, no to jest to północne Karakorum, które nie było do tej pory poznane i to dzięki właśnie tym opracowaniom Wali i moim publikacjom też, bo publikowałem te… kiedyś Nakamura wydawał jeszcze taki Japanese Alpine News. Później to robił w elektronicznej wersji. No i tam też pisałem. Pisałem też w American Alpine Journal także. Potem ci ludzie, którzy chcieli jechać w ten dany rejon, a przeczytali wcześniej mój artykuł, no to do mnie pisali. I też ciągle jesteśmy w kontakcie, nie. I ci, których też interesuje taka eksploracja, to do mnie tam piszą, albo mówią, no, w przyszłym roku pojadę tam, to ci przyślę znowuż jakieś materiały, jakieś zdjęcia i tak, że no. Jest to fajne, no bo jeżeli chodzi o… omówiliśmy już ten aspekt komercyjny i te wyprawy właściwie turystów górskich, można by to tak nazwać, natomiast to, co się dzieje w tym alpinizmie w górach wysokich, no to co roku jest przyznawany taki, taka nagroda Złoty Czekan za najlepsze przejścia sezonu. No i tam się preferuje z kolei styl alpejski, czyli wspinanie w grupach małych, dwu, trzyosobowych czy czteroosobowych. Styl alpejsku, czyli nie zakłada się żadnych tam poręczówek, obozów, tylko wspina się w jednym ciągiem i schodzi jeszcze drogą jakąś nieznaną. No te główne przejścia są głównie na szczytach sześciotysięcznych. Może siedmiotysięcznych również. No i jeżeli chodzi o Polaków, no to ten program, który tam powstał Polski Himalaizm Sportowy, no to preferuje właśnie takie przejścia i tam na tej szerokiej liście za dwa tysiące dwudziesty trzeci rok, no to tam była ta droga, którą zrobił Wadim Jabłoński i Maciek Kimel na Chobutse, nie. Bardzo ładna droga. Tam trzy dni się wspaniali, chyba w górę i dwa dni zejścia. Ciekawe tam, bo oni samą bazę mieli, to jest w Rowalingu, samą bazę mieli w chacie Szerpanki. I później idąc się aklimatyzować, weszli do takiej doliny, gdzie myśleli, że tam nikogo nie ma, a tam się okazało, że tam jest buddyjski mnich, który tam ma swoją samotnię, ale ma… telefon satelitarny. Tam przynoszą mu świeże jarzyny, tego, także jak oni się tam wspinali, aklimatyzowali się, to on im jeszcze tam gotował, czy coś i pięknie, bo jak już wrócili, powiedział, że on się za nich modlił. Wiedział, że im się nic nie stanie i ich uczył czegoś takiego. Jak jesteś zdenerwowany albo odczuwasz lęk, to musisz, mówił, „Just breath”. Wciągasz i puszczasz powietrze, wciągasz nosem i wypuszczasz powietrze i oni nazwali tą swoją drogę „Just Breath”.


