przy granicy Rumunii, tuż nad Czeremoszem. Tam w tym trzydziestym dziewiątym roku, rodzice zabrali mnie po raz pierwszy na wycieczkę górską. Tam w tej okolicy jest taki szczyt, to był pierwszy… pierwszą górę, na którą wszedłem, mając pięć lat. To była góra o nazwie Owidiusz. Owidiusz, to było to jest szczyt taki, no wysoki pagórek, z którego było tak widać Czarnohorę, jak powiedzmy z Gubałówki Tatry. Tylko tutaj Zakopane, a tam nie Zakopane, tylko ta te miejscowość Kuty, taka mała, to jest koło tego, no graniczna w każdym razie. No i tam ta rzeka Czeremosz, prawda, przepływa. No i zbliżała się już wojna, bo już było, było... W każdym razie rodzice mnie wyprowadzili na tego Owidiusza. Owidiusz, to był taki wielki poeta, prawda, rzymski, z czasów jeszcze chrystusowych. On był, urodził się jakoś krótko przed Chrystusem, ale potem przeżył jeszcze Chrystusa. No bo Chrystus prawda został ukrzyżowany. I ten Owidiusz został wygnany później. Z tego… jeszcze przed śmiercią Chrystusa chyba, został wygnany przez któregoś z cesarzy. Tam wtedy Augusta chyba, do Dacii, czyli poza granice Rzymu. I w ogóle poza Dunaj. Dacia, to jest to, co jest obecnie Rumunia, no i on tam gdzieś w tej okolicy, ale on raczej nad morzem, więc nie, nie bardzo wiem, ale niewątpliwie ten szczyt został nazwany na jego, na jego cześć. No ja tam miałem taki… historię, że chodząc tu w Katowicach, już później, do gimnazjum, miałem łacinę i tam, który do mnie więc już cztery lata chyba, to łacina była tam, no to już były te poezje między innymi tego Owidiusza również. No i tam na ogół wszyscy, co się uczą tej łaciny aż tyle, tak przypuszczam,
że lekarze teraz nie wiem, czy jeszcze tego, ale księża na ogół też tą łacinę miewali. Także on tam napisał taką piętnaście ksiąg, takiego tekstu o nazwie Przemiany. Metamorfozy.
Libri Quindecim, piętnaście, prawda. Tak to się nazywało. I ten początek to z jest… nie wiem, opowiadać to… tego tekstu trochę Owidiusza w oryginale? No to, to na ogół jest sam początek, to jest taki… Zapomniałem,
ale kiedyś mnie… zaraz sobie przypomnę. [tekst po łacinie] i tam i tego to, to jest tekst, który na ogół jest znany przez wszystkich tych, którzy łacinę, ale mnie łaciny w gimnazjum Mickiewicza,
tutaj w Katowicach, czegoś tam nie umiałem, to mi za karę zadał, którąś tam księgę tego, tego, gdzie jest opisane, jak ten, jak on się żegna z Rzymem i zostaje wydalony do tej Dacii tutaj. I ten tekst to ja dość sporo to umiem jeszcze. Nie wiem, czy to nie zanudzać… [tekst po łacinie]. No to tyle, co jeszcze się tego… to się nagrało tutaj, tak? Tak, tak, nagrało się. No bo to to, to była dalsza jeszcze historia potem, ale to już nie tego, ale górska historia w pewnym sensie. Ja jeździłem do Peru siedem razy, za któryś tam razem w górach będąc, do naszego obozowiska przyszło czworo Francuzów. Jedna z tych Francuzek. Przedstawiła się, że ona jest nauczycielką łaciny w Prowansji, gdzieś tam w południowej Francji. I to ja ją mówię, to jak ty jesteś, ten wiersz zacytowałem tutaj. I ona nie potrafiła powiedzieć, czy co, no to i tak się fajnie rozmowa to toczyła. Mam jeszcze tutaj na pamiątkę od niej taki scyzoryk. Ten charakterystyczny dla rejonów Chamonix, prawda, z takiej… no, Opinel się nazywa taki nożyk drewniany, z rączką drewnianą, no ale to, to powiedzmy tego. Rozdział II – Wojna Zbliżała się wojna i myśmy już nie zdążyli wrócić tu do Mysłowic. Po prostu tu już Niemcy, tego. Pojechaliśmy do babci do Lwowa. We Lwowie, no, ojciec poszedł do wojska, chociaż w zasadzie był niezdolny do służby wojskowej także tego. Tym niemniej jednak był i tam między innymi przez te Kuty, potem razem… Równolegle powiedzmy do polskiego rządu, prawda. Potem do Włoch i potem ojciec wylądował we Francji, ale w tej Francji nieokupowanej przez Niemców. I ja już potem za… aha, to jeszcze dalej. W tym Lwowie myśmy mieszkali u babci. Ale to to ja opowiadam trochę o rodzinie. Nie wiem czy to… Dobrze, dobrze. Tak? Otóż, otóż, mój wujek, brat mojej babci, był oficerem w Wojsku Polskim, chociaż nie on nie był… on był z zawodu, zawodowo inżynierem, bardzo dobrym zresztą, tylko w ramach studiów, tak samo, jak myśmy tutaj mieli studium wojskowe, nie wiem, czy to jeszcze to teraz jest odbywanie tej służby wojskowej w czasie studiów, w soboty na przykład, wszystkie soboty tośmy mieli w Gliwicach na Politechnice to te… studium wojskowe. No i ten wujek też tak, no i on po prostu został wzięty do wojska. I zaraz w pierwszych dniach wojny, te już rosyjskie, jak już Sowieci siedemnastego września, prawda, zaatakowali Polskę, to on dzień czy dwa dni później dostał się do niewoli tam, no i byłby trafił do Katynia. Ale on miał takiego kolegę, z którym razem tam byli i ten... Ich ulokowali najpierw w jakimś klasztorze, tam gdzieś na Wołyniu, czy jeszcze dalej. I oni zaraz pierwszego… pierwszej nocy, można powiedzieć, dali strażnikowi jakiś zegarek czy coś, czasy, no to to było prawda, tego. Ten ich puścił i oni przeleźli przez płot. Przez to ogrodzenie i ten jego kolega jeszcze pamiętam, nazywał się Spodar. Ten Spodar miał tam rodzinę. Oni poszli do tej rodziny, zrzucili te mundury polskie, przebrali się w jakieś ciuchy. Tam takie cywilne i częściowo na piechotę, częściowo jakimiś furmankami, tego, przyjechali do Lwowa. Ja ten moment pamiętam, bo byłem tam wtedy we Lwowie jak oni przyjechali i ten Spodar mi mówił, wiesz, już znowu Polski nie będzie przez sto lat, także tego, ale żebyś wiedział, że było coś takiego jak Polska, a to oczywiście teraz zmyślam trochę ten tekst, ale tak on wyglądał i tutaj ja ci dam na pamiątkę polskiego orła, bo już orła pewnie polskiego nie będzie. No i tego orła mam do dzisiaj, tutaj w szafie. To jest moneta pięciozłotówka, srebrna, przedwojenna z orzełkiem, prawda. No tak, tak, tam było. W tym Lwowie jeszcze zanim przyszli ruscy, to były straszne bombardowania, Niemcy bombardowali Lwów i to pamiętam dokładnie, jak żeśmy uciekali do piwnicy we Lwowie. Jak bomby gdzieś spadały, myśmy w tej piwnicy siedzieli na te, w tych piwnicach, to były takie poszczególni mieszkańcy, to mieli lokatorzy, mieli swoje pomieszczenia. Tam trzymali ziemniaki, czy jakieś węgiel czy coś. No to jak te bomby waliły, to to pamiętam do dzisiaj, to świeczki tak, tego i kłódki tak podskakiwały na tych zamknięciach. Także to było takie przeżycie, takie dosyć tego… I tam… Już, już, jak tego, jak ruscy się zbliżali, to już było dwudziestego września, oni siódmego zaatakowali Polskę, ale do Lwowa doszli dwudziestego. Lwów został, prawda, jak to mówią, oni mówili o oswobodzeniu od polskich burżujów. I oni tam trafili do tego, ja to wiedziałem na własne oczy, prawda, jak czołgi sowieckie przewracały barykady, były we Lwowie na ulicy Zielonej, zresztą tam niedaleko Cmentarza Łyczakowskiego. Z płytek chodnikowych była barykada zbudowana, no i oni tym czołgiem podjechali wywalili… To w oczach do dzisiaj mam i byli witani serdecznie przez miejscowych Ukraińców i Żydów. No bo Żydzi woleli już ruskich niż Hitlera tam mieć. Także to tak, także to pamiętam. No i potem zrobili takie akcje łączenia rodzin, no bo Polska była przedzielona wzdłuż Bugu, prawda i Sanu i była ta okupacja niemiecka, czyli Generalne Gubernatorstwo, no a tutaj było to zajęte, przecież jako własność sowiecka. No ale te rodziny polskie, potem tam tego i… w parku którymś tam, ale nie Stryjskim, innym parku, to się odbywało normalnie na dworze. Stół był, biurko takie, siedział tam urzędnik i tego, przede wszystkim myśmy tam stali przez trzy doby, w tej kolejce na zmiany, dzień i noc. Oni to, tego... Wreszcie tam dostaliśmy to, to zezwolenie na wyjechanie do siostry mojej matki, czyli do mojej ciotki, którzy oni mieszkali w Krośnie. Krosno nad Wisłokiem, tam, prawda, na Podkarpaciu. No i tam mieliśmy pojechać, no i pojechaliśmy tam z mamą. Mój brat. Babcia tam została w tym Lwowie. Wujek też tam został ten, który tam się uratował od tego Katynia. No bo tam ci, którzy tam nie uciekli, to po prostu do Katynia trafili jako oficerowie, zwłaszcza, bo szeregowych wypuścili. No i do tego Krosna żeśmy przyjechali, ja tam zresztą w Krośnie, zaraz po przyjechaniu poszedłem do szkoły, bo już miałem sześć lat, to już od szóstego roku życia. I tam, za okupacji niemieckiej, kończyłem... prawda, znaczy cztery klasy… do czwartej klasy, a piąta czy szósta, to już był koniec. Polacy już dalej mogli tylko do zawodowej szkoły chodzić w Generalnym Gubernatorstwie,
tam. No i… Moi rodzice mnie to do tego chodzenia po górach, tak właśnie jedyną ta wycieczka, to była właśnie na ten Owidiusz, bo tak to rodzice sami jeździli, ja zostawałem z bratem i z tą służącą w Mysłowicach. Lubię tam jechać czasem do Mysłowic, do tego miejsca, gdzie myśmy tam mieszkali, na rowerze, tam czasem sobie jeżdżę. No w każdym razie chodziłem do tej szkoły cztery lata za Niemców, a potem jeszcze dwa już za Polski Ludowej. Ale... Drugi raz tam front przechodził. Myśmy z Krosna uciekli, bo Krosno było na głównym kierunku uderzeń ofensywy tej lwowsko-sandomierskiej.
To była wtedy… Ta ofensywa sowiecka, prawda, dotarła mniej więcej do… dokąd oni dotarli? No w każdym razie między Krosnem a Jasłem był front przez parę miesięcy. Oni tam przyszli… Aha, bo to tak się śmiesznie złożyło, że do Dukli oni przyszli też dwudziestego września, dokładnie w rocznicę tego wejścia do Lwowa dla nas. No to pamiętam, jak wpadł… myśmy tam się schronili w tym… O Duklę była bardzo silna walka tam słynna o Przełęcz Dukielską, tam było, Dukla była mocno zniszczona i tego… Ale jeszcze zanim tam ruscy przyszli, to pamiętam te niemieckie historie. Na przykład w Dukli był, jeszcze z czasów jagiellońskich chyba, pręgierz taki dla jakichś tam przestępców. To Niemcy postawili na tym pręgierzu polskiego, tam miejscowego zresztą, z Dukli takiego młodego człowieka, który po prostu za to, że rabował mienie niemieckie, czyli żydowskie. Żydzi już byli wysłani gdzieś tam. A te domy stały puste tam, w tym rejonie Krosna, Żydów w niektórych miejscach to było, to było, Żydów było więcej, jak Polaków. Tam były trzy wyznania, prawda. No to tam w tym Krośnie żeśmy to, to to ja już teraz trochę mieszam kolejność, no. I tam, no, przeszliśmy z tego Lwowa do Krosna, jak mówiłem, do tam tutaj gdzieś są nawet… w kuchni jest zdjęcie, gdzieś u góry z babcią, no bo potem Niemcy ruszyli, w czterdziestym pierwszym roku, na wojnę ze Stalinem. No i tam… W każdym razie w tym Krośnie, to już też było dosyć ciekawe, bo tam koło Krosna jest ten… Zamek taki, ruiny zamku Odrzykoń, o. W Odrzykoń to z Krosna widać, bo to jest na odległość ze siedem, osiem kilometrów gdzieś. I tam w tym… Jak on to się nazywał? Fredro. Fredro. Tam on był hrabią i tam gdzieś miał swoje dobra gdzieś w okolicach między Bieszczadami a Beskidem Niskim. No i w każdym razie we Lwowie jeszcze, jak były te bombardowania, to niedaleko od naszego domu, był taki dom, w którym przy ulicy Fredry, gdzie bomba trafiła i cały ten dom był, prawda, wywalony, tam z babcią chodziłem patrzeć. Były… sąsiednie dwa domy były, na jednym z nich była taka na drugim piętrze, taka, no, półeczka. I tam stały jakieś te wazoniki i cały ten dom wyleciał w powyższe, a te wazoniki tam stały na tym, na tych tam myśmy tego no. I z babcią to oprócz tego, że ten to wejście Sowietów do Lwowa widziałem, no to tam, na tej ulicy Fredry właśnie to… Ja zresztą po latach byłem we Lwowie, gdzieś w latach osiemdziesiątych,
i tam oczywiście od razu poszedłem do tego miejsca i ten dom dalej był zawalony i tam tylko krzaki już rosły. Pamięta pan koniec wojny? Koniec wojny dość… znaczy koniec wojny jak wyglądał dla nas. Tam przyszli ci już ruscy, w czterdziestym czwartym roku, a wojna trwała jeszcze do czterdziestego piątego, prawda. Wyglądała to tak, że ja się w tym Krośnie bawiłem na podwórku i dziewiątego maja, koniec wojny, wszyscy w powietrze strzelali na wiwat. A ja się tam bawiłem. I w pewnym momencie tak usłyszałem [dźwięk] i tuż koło mnie pocisk spadł, jeszcze gorący był. Ja go miałem, tylko nie wiem, co się z nim stało, ten, ten pocisk spadł z pepeszy. Także no. Jakby mnie… no nie, on spadał już, więc to tak, tego, no ale w głowę to prawdopodobnie bym miał tutaj... Aha, no i w tym Lwowie jeszcze, już jak ruscy przeszli, czyli to był rok czterdziesty. A czy trzydziesty dziewiąty, nie? Ale ja mówię jeszcze, jeszcze w czterdziestym roku, to ja byłem w tym Lwowie dopiero do Krosna żeśmy wyjechali. Wyjechaliśmy w lecie, gdzieś tak w lipcu czterdziestego roku. No. I tam z moją babcią kiedyś szedłem ulicą, ale już jak ruscy byli… I tam zostałem ranny, normalnie w czasie wojny, wskutek działań wojennych. Była latarnia, która była przebita przez odłamek jakieś bomby, a ja szedłem z babcią, babcia mnie ciągnęła za rękę, ja się rozglądałem po tym Lwowie, jakie piękne miasto i wlazłem na tą latarnię, gdzie było to przebicie. I tutaj do dzisiaj mam bliznę, gdzieś tutaj na oku. Nie wiem czy widać, ale… Widać to? No, no, no to też pamiątka ze Lwowa z tego bombardowania Lwowa. No takie ciekawostki. No, w każdym razie w Krośnie, jak już chodziłem do szkoły, to można było wysyłać listy. Ja napisałem pierwszy mój list do mojego taty, który mieszkał we Francji, i do Francji, i to napisałem, że, że ja zbieram znaczki pocztowe. Zresztą faktycznie mam bardzo, bardzo cenny zbiór tych znaczków pocztowych. I ojciec też dla mnie zaczął zbierać i potem po wojnie, jak wrócił już do Polski, w czterdziestym szóstym roku ojciec dopiero wrócił, po wojnie. Ojciec dotarł do Gibraltaru i z Gibraltaru jakoś udało mu się trafić na angielski… ten statek czy okręt. I w tej Francji nie okupowanej, prawda, przez Niemców, ale to to wyglądało, że Niemcy tam też przyjdą. I ojciec wtedy, jak wspomniał, poszedł tam do tego Gibraltaru jakoś dotarł i wsiadł na jakiś statek tam i wylądował w Anglii. No ojciec przede wszystkim mówił super w trzy języki biegle. Z języka angielskiego jest słownik nawet, który ojciec napisał. Znaczy niemiecki, bo chodził do szkoły do austriackiej w Żywcu. Tam, w tej szkole austriackiej oczywiście niemiecki był obowiązkowy i ale także, nie wiem, czy tam, to w każdym razie francuski biegle mówił i jak mówię ten angielski…. Niemiecki, prawda, austriacki to także. I ojciec potem mnie tutaj uczył angielskiego po wojnie. Tylko nie w tym domu. Myśmy mieszkali gdzie indziej, to ojciec wybudował ten dom. Tam jest nawet zdjęcie mojego ojca. Tam w tej w tej gablotce. To jest ta historyczna pięciozłotówka, o której wspomniałem. Co we Lwowie dostałem. A to jest… Może tutaj pokażemy, dobra? Tutaj, żeby było widać. A to jest mój ojciec. Może pan tak przytrzymać? O dobra. To jest ten dom tutaj, tylko jeszcze bez tynku. No, to jak już jesteśmy w okresie powojennym, ta… Aha, jeszcze z tej wojny takie, taka ciekawostka, ciekawostka z tego okresu wojny. Myśmy do Dukli jeździli co roku na wakacje. Mieszkaliśmy w Krośnie. Z Krosna do Dukli to jest jakieś niecałe dwadzieścia kilometrów. I jak front już się zbliżał tośmy też do tej Dukli myśleliśmy, że tam front ominie tą Duklę, a ta, ta tam dopiero się te walki toczyły. No i tam widziałem, byłem świadkiem tego, znaczy, jestem świadkiem jeszcze. Przy ulicy… właśnie droga to już jest główna, która idzie do Przełęczy Dukielskiej z miejscowości Dukli i tam był ten cmentarz żydowski. To się nazywa... To ma nazwę… zaraz sobie przypomnę. Ja się tam bawiłem przy wejściu do tego szpitala i w pewnym momencie jechała tam furmanka. Na furmance siedział furman polski… na ławeczce, z niemieckim żołnierzem, który miał karabin na plecach, a to było jakiś taki Landwehra starszy, taki już człowiek, a z tyłu siedziała rodzina żydowska. Ale to już było już Żydów oni gdzieś złapali tam w.. oni Żydzi w góry tam koło Dukli się ukrywali. Tam mieli ziemianki i tego. Niemcy urządzali na nich polowania wręcz. Brali i tak, tego, obstawiali las, a z przeciwnej strony gonili nagonkę, miejscowych chłopów zapędzali gonili i oni tamtych Żydów z tych lasów wybierali. No. I tam właśnie tych też… i oni wjechali na ten cmentarz żydowski. Ja byłem na zewnątrz tego cmentarza i tam rozległy się trzy strzały i ta furmanka wyjechała już tylko z tym Niemcem i z tym. No także, to w pewnym sensie nie oczami, ale słuchowo, prawda, byłem przy egzekucji rodziny żydowskiej. Rozdział III – Wspinanie A już po wojnie, to może ja jak pan trafił w góry? Czy po wojnie zaczął pan się wspinać, chodzić w góry? Zaraz, nie, nie. To, to, tego. Mój ojciec przed wojną miał cały komplet tych roczników Wierchy. Nie wiem czy to chyba do dzisiaj jeszcze wychodzą. Takie grube księgi. I oni… ojciec miał cały komplet i po wojnie ojciec próbował to skompletować i rzeczywiście to dużo skompletował, ja tu gdzieś to mam nawet, te powojenne egzemplarze… tych Wierchów, no. Ja tam do tych Wierchów… ale to późniejsza sprawa już jest. Co tam jeszcze? Żeby te lata… aha jak się zacząłem wspinać tak? No. No więc ja, było, było to, wiedziałem już, że będę się wspinał. Z tych Wierchów czytałem z zapartym tchem przejście, przejście Bacy Jaworowskiego, taki znany z Krakowa, prawda. Z tym… Z kim on tam szedł? Ze Staszkiem Bielem, z Bielem. Bardzo znana postać krakowska. Oni zrobili środek Kazalnicy, prawda, Łapińskiego-Paczucha
drogę zaraz. I to we Wierchach było opublikowane, no, jak sobie to czytałem zawsze, że uważałem, że też. No i rzeczywiście przeszedłem tą drogę Łapińskiego-Paszuchy
potem wiele, wiele lat później. No. W każdym razie... Ja potem poszedłem na studia na politechnikę. Dojeżdżałem do Gliwic, tutaj z Katowic. Myśmy wtedy, zanim jeszcze tutaj żeśmy się sprowadzili, do tego domu, to mieszkaliśmy na ulicy Klonowej. To jest tam koło Koszutki no. Wiem to. Wiecie gdzieś to czy nie? Koszutka wiemy. Myśmy tam mieszkali na ulicy Klonowej, potem tutaj się przeprowadziliśmy.
Aha, temat… wspinania. To wspinanie, no. Na politechnikę i tam patrzę, jest ogłoszenie, że będzie organizowany kurs i żeby się zapisać. Ja jeszcze wtedy miałem taki problem… bo nie miałem osiemnastu lat, a na politechnikę… Na tym, na kurs, co trzeba było wtedy mieć osiemnaście lat skończone, pełnoletnie. No ale akurat skończyłem jeszcze w czasie trwania tego kursu, także skończyłem ten kurs wspinaczkowy. Pierwszy taki wyjazd to był na… ale z Gliwic z Gliwickiego Klubu, nie z Katowickiego był wyjazd do… to znaczy, to się nazywało wtedy Koło.. Klub Wysokogórski był jeden w Polsce, a tu były koła. Było Koło Śląskie, które zresztą miały trzy takie oddziały jakby. Znaczy Bielsko, Katowice, Gliwice i i Wrocław, nawet też jako do tego śląskiego było. Ja nie wiem czy ja poprawnie tutaj mówię, ale to jak to było, to jest w tej publikacji, która tutaj była pięćdziesięciolecie
Klubu Wysokogórskiego,
prawda, to tam jest to wszystko opisane. To zresztą ja sam jeździłem tam parę takich różnych wzmianek w ten tym, tym, tam są te... Dobra, no w każdym razie. Zapisałem się tam do tego klubu. Pierwszy był wyjazd, to jest też opisane przeze mnie, tego. Był wyjazd do Ogrodzieńca, czyli do Podzamcza, jak to się teraz mówi, ale to wtedy się Ogrodzieniec nazywało właściwie. No i tam żeśmy się wspinali. To tutaj też jest w tym, w tym, w tym tam gdzieś pokazane. No. Tam po połowie czterdzieści jest w tym Ogrodzieńcu. To już to już na później, późniejsze. No i później następny wyjazd, taki skałkowy to był do Karniowic, teraz to się Kobylany nazywa, prawda, tego lata do Karniowic. To też jest opisane, jak tam jechałem na buforze od wagonu. Gdzieś tam, w tych w tych wspomnieniach. No i tak się, tak się zaczęło. Później niestety w Tatrach… kursu nie mogłem zrobić, bo był śmiertelny wypadek tam ten, ta akcja ratunkowa słynna. Była tego. Na Mięguszowieckim Pośrednim Szczycie. I tam… ten, ten, którego ratowali, on nie przeżył tego. Milówka się nazywał, o, Milówka. No i po prostu przyjechałem na ten kurs, ale z powodu tego wypadku śmiertelnego, kurs był w ogóle odwołany. Także ja tam potem wspinałem się już na, że tak powiem, bez kursu, tylko tego, między innymi z Mostowskim, który bardzo znany taki był. Później on potem wyemigrował, ale on miał te przejścia z Bielem, między innymi Matterhorn, Eiger, prawda, to, to on tam przechodził. I jak pan dołączył do Klubu Wysokogórskiego? No więc, ja to w tym, w tym gliwickim, no to tam byłem przez jakiś czas, ale jak się, jak się kończyły studia moje, ja tam dojeżdżałem, prawda, w ramach studiów, to równocześnie na zebrania zostawałem. To potem się przeniosłem do Katowic, no bo już nie było potrzeby tam jeździć. Poza tym tam z Gliwic już mnie, nie skierowali mnie na kurs instruktorski, bo wiedzieli, że ja i tak tutaj w Katowicach będę dalej. No i potem tutaj, już w Katowicach, w katowickim klubie się wspinałem. Koło Katowickie Klubu Wysokogórskiego. Rozdział III – Tatry I z Klubu wyjechał pan pierwszy raz do Peru? No to, to już było ho, ho, ho. Później. Ja najpierw tośmy wspinali się tutaj w Tatrach głównie. W Alpach… w Alpy, Kaukaz, ale to już ja w Tatrach już miałem bardzo dobre wyniki i zostałem wytypowany na pierwszy taki wyjazd w Kaukaz Zachodni w sześćdziesiątym trzecim roku. No i tam też miałem już dobre osiągnięcia, więc to automatycznie, zaraz w następnym roku, sześćdziesiątym czwartym, to znowu mnie wytypowali, ale już mnie typowali mnie do Szwajcarii, to, to było do Szwajcarii, tylko cztery osoby wyjeżdżały, bo Szwajcaria jest bardzo droga, prawda, tamtego. I tuż przed wyjazdem do tej do tej Szwajcarii kierownikiem był Andrzej Stanoch z Krakowa. Już przed wyjazdem ten Stanoch zginął w czasie wypadku motocyklowego. On jechał motocyklem i na… zdarzenie z ciężarówką miał w Krakowie. No i odwołali ten wyjazd, prawda. No a myśmy… z Szafirskim tam byłem wytypowany, Szafirski był... Myśmy tutaj do tego stopnia, żeśmy do pracy przyjeżdżali motocyklem ze skałek, jak myśmy w skałkach mieszkali, w Podlesicach, tam żeśmy nocowali, na motorach przyjeżdżaliśmy do pracy, nie do domu, tylko z powrotem tam i tam żeśmy bardzo ostro trenowali przed tym wyjazdem. No ale wyjazd się nie odbył i wtedy poszedłem z Szafirskim na tą grań Tatr. No bo była taka sprawa z granią Tatr. To jest osobny taki temat jakby mój górski. Była zrobiona grań Tatr przez zespoły takie z różnych, z różnych miast. No i oni przeszli tą grań Tatr, całych, całych Tatr, prawda, to jest jakieś osiemdziesiąt kilometrów tego łażenia po górach, w ciągu jedenastu dni. Ja w związku z tym zdecydowałem się też pójść na tą grań Tatr, ale to jeszcze z Druciarzem, tego, to co tam jest gdzieś zdjęcie Druciarza z tą pepeszą, to właśnie w czasie przejścia tej grani Tatr było. Z góry musieliśmy założyć, że idziemy tylko na sześć dni, bo na sześć dni była ważna przepustka. Nie, to… nie można było tam ryzykować tego, bo to w razie złapania, to odbierali paszport, odbierali tam tego potem. Odcięte od wyjazdu, gdzieś tam w Alpy. Więc w ciągu sześciu dni i w ciągu tych, myśmy szli… myśmy po pięciu dniach tam dotarliśmy. W ciągu tych pięciu dni tylko jeden dzień w lecie, nie padał śnieg. Myśmy cały czas szli w śniegu. Doszliśmy na ten Gerlach to, co tamtego, zeszli z tego Gerlachu do Doliny Batyżowieckiej, tam żeśmy nocleg mieli, właśnie na resztkach z tego samolotu. Ten samolot przekoziołkował z jednej strony Gerlachu na drugi i spadł tam na dół, do Batyżowieckiej Doliny i w Batyżowieckiej Dolinie leżał cały taki kawał blachy i myśmy w kolebej, bo tam śnieg padał wszędzie. Mam zdjęcie tylko tutaj akurat nie ma, tutaj tego, tego zdjęcia, ale jak my mieszkamy pod takim głazem, ale ten głaz od spodu… znaczy taka ta… nie jego rota, tylko koleba, o. Koleba, ale w tej kolebie na dnie nie dało się spać, bo były takie wielkie głazy i myśmy tam do tych głazów wciągnęli kawał tego samolotu i na tym, na tej blasze, na tej aluminiowej blasze, żeśmy z Druciarzem nocowali bez karimat żadnych. No. I tam żeśmy się wycofali, no bo ten śnieg ciągle padał. I potem poszedłem z tym Druciarzem na tą, na wariant R, no. Wtedy to, to się bardzo liczyło. To na Mnichu nie wiem, wiecie ten wschodniej ściany Mięgusza wariant R, to myśmy tam jeszcze liczący piętnaste bodajże wejście z Druciarzem robiłem. Z biwakiem jeszcze wtedy, bo to już potem już ludzie tam chodzili bez biwaków. No i tak tego… I potem z Druciarzem, to, to się to nie… Potem następna próba przejścia grani Tatr, to było z Szafirskim i z tym, i z Druciarzem. To nas już dopadło na Baranich Rogach, także żeśmy tylko właściwie dwa czy trzy dni tam wojowali na tej grani i musieliśmy się wycofać. No i potem z tym Szafirskim już, ponieważ nie było tego wyjazdu do Szwajcarii, to ja z nim poszedłem i tośmy przy pięknej pogodzie w ciągu sześciu dni. I to był rekord. To dość później… tam Zakopiańcy zeszli na trzy dni i ktoś tam zdaje się przebiegł w dwa i pół dnia ale to.. W końcu no osiemdziesiąt kilometrów takich. Przede wszystkim na takie przejście grani Tatr, to trzeba dokładnie wiedzieć. Tam takie szybkie przejścia, to nie można szukać drogi, przewodnika, czy coś tam czytać. No tam nie wszędzie tego… jest możliwość przejścia w ogóle po ostrzu. No ale potem, jak mówię, potem Furmanik w siedemdziesiątym pierwszym roku… Tutaj jest zdjęcie Furmanika, tam, tam. Zdjęcie Furmanika. Może pan usiądzie jeszcze? A może pan usiądzie, tak i pokażę ja sobie wtedy… On był… to jest gdzieś z Kaukazu zrobione akurat. Henryk Furmanik. Teraz niedawno było pięćdziesięciolecie
jego śmierci, prawda, na Alasce, z tego, zginął. Byłem tam, z tym. On tutaj jest na tej, na tej... Koło kościółka tego w parku. W Parku Kościuszki. No, no, no, w Parku Kościuszki. Tam on jest też wymieniony. No i on zorganizował tę wyprawę do Peru. To było w pełni udana wyprawa, Ziętek, wojewoda, prawda, Ziętek… nas tam… pilotował. Pułkownik Ziętek, bo ci tam znowu też pomylili. On wtedy nie był jeszcze generałem, on został generałem, jak myśmy płynęli do Peru i na pierwszego maja, to myśmy byli gdzieś w Belgii chyba i stamtąd żeśmy nadali do niego telegram, gratulacje, Furmanik to wysłał. No i tam, prawda, żeśmy, żeśmy się powspinali, w tych, w tych Andach. Rozdział IV – Maroko Później po… w następnym roku, tośmy pojechali, ale to już był wyjazd taki prywatny całkowicie, bez typowania. Do Maroka. Tutaj, wśród nas w Klubie Katowickim był taki facet Zygmunt Grabowski. On starszy, starszy gość. On był ekspertem od cukrownictwa. On tu pracował przez jakiś czas, nawet przeprowadził się tam w Chybiu ta cukrownia Chybia, co to jest przy tej przy tej linii kolejowej do Wisły, prawda Tam. No i on nas, nam, on dostał zaproszenie jako ekspert tego cukrownictwa, żeby przeprowadzić procedurę uzyskiwania cukru z trzciny cukrowej. Znaczy to znane było tylko, to chodziło o skalę przemysłową i on dostał zaproszenie od króla Maroka. Nawet tam w zeszłym… ich kilku tam było. No i on wrócił tutaj potem do Katowic. I w tym siedemdziesiątym drugim roku, to było rok po tym Peru, no gdzieś trzeba jechać, no a myśmy wtedy w trzech z nas kupiliśmy samochody, już wtedy można było kupić bez żadnych talonów, bez żadnych tych, po prostu się szło i kupowało się samochody. Polski Fiat 125p. Mieliśmy trzy takie samochody. Postanowiliśmy ten, Zygmunt Grabowski nas namówił, żeby tam pojechać do tego Maroko, że on tam, bo on tam mieszkał w tym Maroku przez jakiś czas. I tam jeździł w góry, w tym mieli tam kilku takich było, tylko reszta, to nie byli z klubu. To mieli tam taką takie jakby ranczo u podnóża Atlasów. Nawet basen tam mieli, prawda. No że tam przyjedziemy i tego. No ja mówię, no to to mamy jechać przez Alpy, wspaniałe Alpy do Maroka. No Maroko wiadomo. No już, egzotyka, to zupełnie coś innego, tego. No i wreszcie wpadłem na pomysł, że pojedziemy, ale zrobimy coś takiego, czego się tam, no w Atlasie się tam wspinali po jakichś skałkowych terenach, po jakichś tych, szczyty jakieś. To pojedziemy, ale zrobimy grań Atlasu. No i przeszliśmy wtedy tą grani Atlasu w ciągu, w ciągu ilu tam dni… jedenastu chyba, jedenaście dni tę grań Atlasu żeśmy przeszli. To jest… tutaj mam ten nóż, to jest właśnie z Maroka. Jeszcze z tego wyjazdu w Atlas. I z kim pan tam się wspinał? Kto tam jeszcze był z panem? To tam nas było siedmiu, siedmiu wspaniałych. Tam był… z tym, że tylko trzech z nas przechodziło całość grani. To był to… Andrzej Popowicz, Janusz Chalecki i ja. Na niektórych odcinkach tej grani jeszcze Pawłowski, tylko nie ten Pawłowski, tak, był inny Pawłowski, który tam… Jurek Pawłowski, a nie, a ten jest Rysiek, tak. Jurek Pawłowski ale oni nie byli rodziną. W każdym razie on tam z nami też niektóre odcinki przechodził i oni tam nas zaopatrywali. Też w dwóch miejscach zaopatrywali nas. W wodę między innymi tam. No, po prostu były problemy z wodą na tej grani Atlasu, w Tatrach to się zeszło, powiedzmy troszeczkę poniżej i już nad wodą się było, w jakimś stawie, albo jakiś strumyk tam górski płynął. No to był ten Atlas, no a potem… Rozdział V – Kaukaz Potem co to? No potem to ja w siedemdziesiątym trzecim, to mnie wytypowali jako kierownika. Jechałem, jako kierownik takiej młodzieżowej grupy w Kaukaz. No, to wtedy w tym Kaukazie wspinałem się… Tutaj jest zdjęcie takie w tym nie, w korytarzu, czy tam. To wtedy tam miałem wypadek taki trochę głupi. Wspinaliśmy się w trzech. Taki z Wrocławia „Kazio Głazio” go nazywali Głazek, Kazimierz Głazek, prawda. To on tam wszedł i ten trzeci już nie pamiętam. No w każdym razie ten Głazek tam przeszedł taką przewieszony teren, to weszli na tym zdjęciu jest… Przejście tego najtrudniejszego fragmentu. To Pik Szczurowskiego się to nazywa, to jest trudny, trudny bardzo szczyt. Zwłaszcza ta droga, którą myśmy robili. I to chyba, tak patrząc na moją karierę, to chyba najtrudniejsze wspinaczkę, jaką robiłem, to właśnie tam, na tej, na tej… I ten Głazek przeszedł to przewieszenie. Ja szedłem jako drugi z plecakiem, z ciężarem, a jako trzeci potem szedł ten, ten, ten trzeci, który… Do nazwisk to były tego… W każdym razie, ja się wspinałem z tą liną z góry z dwoma plecakami, a tamten potem szedł i wybijał te haki. No. I to był taki… Na koniec tego przewieszenia był taki blok skalny, gdzieś tej wielkości, o tak, ja się tego bloka złapałem, a ten blok był ruchomy. Ten blok mi się oparł na hełmie. I zacząłem wołać, żeby ten na dole, no bo musiałem to zrzucić, a to zabiłbym tego na dole, żeby on tam gdzieś odszedł, no i on wreszcie odszedł, a ten głaz mi tak piłował, piłował i tutaj gdzieś mamy jeszcze też bliznę, bo mi tak po twarzy przejechał, ale to to nie spadł, on po prostu… Ja go nie mogłem utrzymać. No, no, po prostu ciężar był taki. No i potem zwaliłem na dół do... No, to było takie wspomnienie z tego, z tego Kaukazu. Ale to już był któryś tam, to nie był mój pierwszy, w Kaukaz chyba pięć razy jeździłem. Już wcześniej tak? Tak, wcześniej i później. Wcześniej i później. Rozdział VI – Alaska No i rok później była Alaska. Nie, w międzyczasie, to to jakoś tak się, tak się w siedemdziesiątym
czwartym roku to była Alaska. To też Furmanik wpadł na ten pomysł, żeby tam jechać na Alaskę. No i z tej Alaski, no to już nie wrócił, bo tam prawda zginął. Napisał książkę o tym Peru. Tutaj jest ta książka. Zaraz może pokażę. Z nami tam jechał ten filmowiec. Z nami jechał tam profesjonalny filmowec, prawda, był kierownikiem, tutaj, kierownikiem… Trzeszewski Roman. Kierownikiem placówki Polskiej Kroniki Filmowej, tutaj na Śląsku. Oprze się pan? O super. Więc to jest ta książka o Peru, a druga to jest o tych, o… To już jest siedemdziesiąty
czwarty rok. I w czasie, w czasie tej wyprawy, prawda, tam dwóch zginęło. Furmanik kierownik i główny kasjer wyprawy też zginęli w lawinie, to znacie tę historię, nie? Możemy opowiedzieć. To jest ciekawostka, bo już jadąc na Alaskę, to Furmanik już planował kolejną wyprawę i to już miał być Everest. W tym czasie ten Everest. Proszę sobie wyobrazić, że myśmy już mieli przed wyjazdem na Alaskę, już mieliśmy tą wyprawę na tyle zaplanowaną, że proszę tutaj zobaczyć, już pieczątkę mieliśmy. Tu są, tu są pieczątki… Może pan tak pokazać, dobra? I teraz opowiadać. No, mieliśmy już dwie pieczątki, a tu mam te pieczątki zresztą, tu w biurku. Jedna to jest już nie śląska, bo tak to było śląska, bo myśmy czcili… czciliśmy Powstania Śląskie, prawda. No ale tam przede wszystkim Furmanik już planował, to już, to już nie miał być Ziętek, tylko już Gierek, który był na Warszawie. Już mieliśmy przez Gierka to załatwiać tą wyprawę everestowską, no to, to nie było to, co teraz, że tam turyści tam chodzą na ten Everest, prawda. Ten przecież Pawłowski, nie wiem pięć czy sześć razy był na Evereście. No to tutaj, takie te historyczne historie. No tutaj jeszcze ta wizytówka, tam z tej, z Alaski. Ten facet, ten facet Ray Genet, to on był Szwajcarem i on tam mieszkał w ogóle w Talkeetnej. Pod Kinley’em. I on potem, on zresztą robił zimowe wejście na Kinley’a. No… ale on zginął na Evereście. Właśnie ten… ja tu mam jego wizytówkę, zresztą korespondowałem
z nim tam tak czasami. Czytałem, że pan po zdobyciu McKinley’a wrócili na piechotę do Talkeetny, tak? Że reszta wyprawa wróciła samolotem, a pan… No nie, to nasz, większość nas poszła piechotą. Tam samolotem poleciał zwłaszcza Bagsik, który miał kontuzję nogi i ktoś tam jeszcze… i Sznytzer, o. I Jurek Kukuczka. Tak, tak, Sznytzer, polecieli samolotem, a myśmy… To była to przepiękna wycieczka. Przyszliśmy w dół tymi lodowcami. Już nie pamiętam ile dni, no ale… No a w międzyczasie, to ciągle, to ja tam… Mnie jakoś Himalaje specjalnie nie bawiły. Głównie z tego powodu, że no w Himalajach, to się jedzie na wyprawę, która trwa długo, prawda, kosztuje mnóstwo pieniędzy, a w końcu na szczyt wchodzi dwójka czy trójka, a reszta to tylko jako, prawda, jako uczestniczy wyprawy. Też zasłużeni i tego. No także mnie tam to Peru bardziej rajcowało, poza tym, no, jeżdżąc tam, ja już za drugim wyjazdem do Peru, to nie był, nie był wyjazd alpinistyczny, ale wszyscy byli alpinistami. To ten Jaworowski właśnie, który robił… Tą środek Kazalnicy, to on był finansowany przez rząd Stanów Zjednoczonych. Chodziło o wyciąganie z tych z… on, on taką naukową pracę zresztą zrobił. Profesora, nie wiem, czy on w końcu został tym profesorem. Wybierał śnieg, w Tatrach zresztą najpierw, i z tego śniegu... Topił ten śnieg, przepuszczał to przez jakieś sączki takie, czy, czy tego. I te osady, w tym śniegu ujawniały, te atomowe, skutki atomowych wybuchów na świecie, tych w powietrzu, co były robione. No i właśnie, ja się załapałem właśnie do niego, no, to, to było… wyjazd, gdzie myśmy kupę pieniędzy przecież zarobili na tym. Każdy do kieszeni, tak to dostaliśmy te dolary. I to były legalne dolary. To można było w banku ulokować, bo tak to przecież, jak się kupiło gdzieś u tych cinkciarzy, no to tych dolarów nie można było, to trzeba było nielegalnie wywozić, bo to… No a to były legalne te dolary. No. I jak ja tam… on mnie w ostatniej chwili zakwalifikował do tego wyjazdu, bo pan, tam wtedy ten Łapiński miał jechać, ten syn, syn tego kierownika schroniska w Morskim Oku miał tam jechać. Ale on bardziej się z kolei załapał na himalajską wyprawa i tam pojechał ciężarówką prowadził. No. Ja tam, że tak powiem w jego zastępstwie pojechałem, mało tego do tego stopnia, że ja chodziłem w jego ciuchach, które poszły tam statkiem, płynęły. No i w każdym razie tam… było nas... Ile nas było? Pięciu czy sześciu. Tych, którzy tam… Cielecki był ten główny, który kopał te, te, te… ja byłem jako kierowca w zasadzie. No i tam każdy miał tam… Staszek był Honowski był, tylko Honowski tam z konia spadł i nogę tego, że nie mógł chodzić tam. No a ja tam… jadąc już wtedy na drugi raz, to już na tyle znałem hiszpański, że mogłem swobodnie rozmawiać. To był mój kolejny język, który… no ta łacina niewątpliwie ze szkoły, bo to prawda hiszpański, to nazywali „latina vulgar”, prawda to, to nazywali to jeszcze w czasach, w czasach rzymskich, to taka nazwa była. Nie wiem, czy wiecie, co to było? No tylko ja tu opowiadam o historii starożytnych. To było tak, że Juliusz Cezar, prawda, ten, który w czterdziestym czwartym roku został zamordowany gdzieś tam w Rzymie w senacie przez Brutusa. Et tu Brutus contra me, nie, to było takie jego ostatnie słowa podobno. No w każdym razie, ja się tego hiszpańskiego już tam mocno poduczyłem i z tymi, i ten Baca Jaworowski nawet nie wiedział, że nawet nie wiedział, że ja byłem w Peru w ogóle, tak to tego. Jako, pojechałem jako kierowca, bo ja… Ja jeździłem na te wyprawy też jako kierowca ciężarówki. Tu też mam tutaj… Syn mojej kuzynki w Żywcu skanował te moje zdjęcia i tutaj potem taki kalendarz mi sprezentował. To wszystkie te zdjęcia możemy tutaj pokazać. To jest… wszystkie zdjęcia z Alaski. To jest Furmanik. Po tej stronie musimy dobra? O super. Tutaj jest Furmanik z takim bizonem. W tym… na Alasce, w parku narodowym zresztą. Bo to jest wrzesień, a to ja muszę po kolei wszystkie te zdjęcia tutaj znaleźć. Tutaj takeśmy wracali z tej… to, co była mowa, że myśmy szli piechotą na dół. To myśmy najpierw szli, mieliśmy… nie mieliśmy rakiet, znaczy mieliśmy rakiety, ale one musiałby być porzucone, tego, bo tam poniżej już nie było... Myśmy na lodowcu początkowo szli w takich pokrywkach. W pokrywkach, w pokrywkach. Tutaj widać te pokrywki, to co ja wymyśliłem te pokrywki, żeby chodzić, żeby się nie zapadać w śniegu. Tam taki śnieg głęboki był, to myśmy nazywali mnie lodowiec, tylko śniegowiec. Ale to było przez pierwsze dwa czy trzy dni, potem, potem dalej już w dół żeśmy szli. No to tu będzie widać wszystkich tych, którzy tam byli. Zaraz, zaraz. Jak by to teraz poprzewracać?
Wrzesień. To są kolejne zdjęcia, ale to są te zdjęcia, które ja mam tutaj zeskanowane. No, parę takich zdjęć właśnie z tej Alaski. Wędrówka pod Kinley’a. To jest ostatnie zdjęcie... Ostatnie zdjęcie, jakie Furmanikowi, bo zaraz następnego dnia on już zginął wtedy. I tu jest jeszcze cały nasz zespół, który tam był, na tym… o, to tu będzie widać, kto jest kto. Tomaszewski, Bilczewski, Furmanik, Kalla a ten tu jest tak zasłonięty, to jest Baranek tutaj. Czyli to była ta szóstka, która schodziła raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, sześciu nas schodziło na piechotę, na piechotę żeśmy schodzili. Ale ja to tu mam zeskanowane, także to kiedyś, to odbijemy to. O, tu są wszystkie te zdjęcia zbiorczo, ale… No, ja to tu pokażę wszystko. Ja byłem kierowcą tej ciężarówki, zresztą Furmanik też, ale dorobił, bo ja miałem prawo jazdy bardzo wysokiej kategorii z wojska. Zawodowe prawo jazdy. Także ja w tej chwili też mam prawo jazdy takie na wszystko, na wszystko oprócz autobusu. No to jest, o proszę, proszę. Tutaj. U generała Ziętka, już wtedy generała. Odprawa, odprawa przed wyjazdem. Aha, tutaj mam gdzieś w tym z podpisem Ziętka taką, to wtedy on nam wręczył. Tak wyglądało napełnianie śpiworów. U Basi Momatiukowej.
To było z przejazdu na Alaskę tam z Kanadyjczykami,
znaczy Polakami tam. O, nasz występ, nasz występ, ale to ja mówię, to są, bo to są niektóre zdjęcia tylko, prawda, dwanaście zdjęć tu jest. Tutaj jestem ja przy pracy. Też już na Alasce zresztą zrobione. Aha, to już tego przelotu na pod Kinley’a samolotem. A to były takie dwie dziewczyny Amerykanki. To tam jest też opisane. I tak wyglądały lawiny na Alasce, ale to te to były zupełnie bezpieczne, bo to były pyłowe. To już pokazywałem. To też. No już widzieliśmy. To też. I to, grudzień. No to już to już, to wszystko. Tam na Alasce, w Ameryce było to zainteresowanie tą… Czy było zainteresowanie tą wyprawą w Ameryce przez media? Tak, tak, tak, tak. Znaczy tam na Alasce, no myśmy mieli tam wywiad, prawda, w tym… W telewizji w ogóle. To taka też na miejscu taka znana wyprawa to była. Nie, po prostu, to polonusi robili. Myśmy jechali, nie wiem, chyba z kilkanaście dni z tego od Atlantyku do Pacyfiku i tośmy jechali tam na zmianę. Furmanik zawsze jeździł po południu, a ja jechałem rano. W związku z tym Furmanik zawsze, no tam z tymi polonusami… Polonusy robili ściepkę na nas dolarowe, prawda. No ale to tam było zdrowo zakrapiane. I tego, ja nie mogłem pić, bo rano musiałem być trzeźwy i zawsze chodziłem spać na taką... Te domy, domy były według tego samego projektu na dystansie paru tysięcy kilometrów. Te same domy, takie same, także jak ja przyjeżdżałem, to dokładnie to była sala zawsze. U góry był kościół, a pod kościołem właśnie była taka salka dla tych polonusów, gdzie właśnie takie imprezowanie się odbywało i tam była scena. Na tej scenie był fortepian, to wszędzie było prawie to samo. Ja tam zaszedłem pod tym fortepian ze śpiworem i jechałem potem, powiedzmy, kilkaset kilometrów i znowu był taki sam fortepian i tego, także ja jak do siebie tam. No i dojechaliście i... Dojechaliśmy tak, no i tego, i nawet te tam były problemy, bo myśmy jechali tą ciężarówką, to jechał bagaż i cztery osoby, a reszta jechała Nysą. I w to, tam, ta w tą Nysę, to ciągle nam wybijali kamieniami, te szyby, prawda, zakończyło się, jeden raz to kaczka się władowała. W szybę. Widziałem takie zdjęcia jak jest ta szyba pooklejana taśmą. Tak, tak, tak, tak, ale to, to, to tam jest to napisane, tylko to jest tak... To jest w tych Kamratach, tak? No, Kamraci, Kamraci... Może jakieś jeszcze wspomnienie o tej Alasce, coś panu utkwiło w pamięć o tej wyprawie? Czy coś pan jeszcze chciałby powiedzieć na temat Alaski? No więc… nie to już pięćdziesiąt lat jest. No, no, bo to byłem tutaj zapalić świeczkę właśnie w rocznicę, dokładnie co do godziny nawet tego wypadku. Miał miejsce tego wypadku, to mam na tej, na tej płytce tutaj także to zdjęcie tego miejsca gdzie… z tym że oni mi nie pozwolili wysiąść z samolotu, z tego helikoptera. I jak to fotografowałem? Mój aparat tam został też w tej lawinie. Ja miałem od Bagsika pożyczony, pożyczony aparat i z tego helikoptera robiłem, między innymi dokładnie widać, widać to miejsce gdzie Furmanik jest leży zasypany. No z wysokości dziesięć metrów, to to ja to robiłem te zdjęcia i one są tam na tej płytce. Rozdział VII – Lawina A pamięta pan moment, moment jak spadła lawina? Jak to co? Czy pamięta pan moment, jak spadła lawina? O, doskonale! O tak, bym w tej chwili widział to w oczach. Opowiedzieć? Tak, tak. Więc to było tak. Myśmy tam weszli w taki kocioł górski, gdzie były trzy szczyty, wszystkie niezdobyte. Furmanikowi zależało po tym wejściu na Kinley’a, żeby potem porobić takie szczyty. Zwłaszcza mieliśmy iść potem… Nie wiem, czy to tam w tej książce jest opisane, ale mieliśmy iść, no potem na Logan w Kanadzie już. Nie wiem, czy to to tam jest, ale to. To jest najwyższy szczyt w Kanadzie Mount Logan, on jest w Górach Świętego Eliasza, to jest na pograniczu Alaski dosłownie. Tam jest granica na metry, prawda. Chodziliśmy tam po tej, między innymi ten Mount Kennedy, to też tutaj mam to zdjęcie na, na to w korytarzu tutaj. To był ten Mount Kennedy, to był szczyt, no to jeszcze Furmanik też tam był wtedy jeszcze, a to były jego ostatnie występy. To faktycznie Kennedy wszedł na ten szczyt tam. Pierwsze wejście. Z tym, że nie… to, to nie był prezydent Kennedy, to już po śmierci prezydenta, ale to ten jego brat, któryś tam wszedł, miał za sobą… też tam helikopterem ich podwieźli, ale on na sam szczyt wszedł, bo myśmy tam… helikopter nas wysadził dzień drogi poniżej tego miejsca, na głównym lodowcu, a ci tam wojskowym takim z dwoma wirnikami, te, te... Tak z tego helikoptera i on miał przewodników szwajcarskich, którzy go tam wyprowadzili. No i z tą lawiną. Z lawiną dalej. Aha, z lawiną jak to, jak lawina wyglądała. No więc, te trzy wierzchołki… i w dole była taka kotlina, i ten prawy z tych wierzchołków, myśmy podeszli i że tak powiem z marszu żeśmy weszli, ale prawie tylko do połowy. A tam już, tam już w tym, w tym terenie, to już, to już, ciemność tam, bo tam pod Kinley’em, to w ogóle słońce nie zachodziło, prawda, ale tutaj to już było bardziej na południe, to... No, więc te trzy szczyty były. Ten Weisshorn jeden, który był nazwany, bo on podobny do Weisshornu w Alpach. A te dwa obok nienazwane. No więc myśmy wybrali ten prawy, podeszliśmy tam i no i tam była sakramencka bariera szerokości, ja wiem, trzysta, czterysta metrów, taka bariera wysokości dwudziestu metrów lodowa. No i tam… Trzeba było to jakoś obejść, no bo tam ma wprost i tam zaczęliśmy kombinować i Furmanik chciał tam zanocować. Ale dobrze, żeśmy nie nocowali, bo to… w ogóle ślad by po nas zniknął. No i to… u dołu był taki blok lodowy wielkości tego pokoju, gdzieś troszkę. No troszkę niższy, bo tyle wysokości był on. Tam tak drzewa jak rosną, to wiatr, jak wieje, śnieg wywiewa, prawda, taki rowek się robi. No to tam też był wokół tego bloku lodowego taki… i oni w tej książce Kamraci, tam jest błędnie napisane, że blok skalny. To nie był blok skalny, to był blok lodowy. Bryła taka lodu, która tam spadła widocznie. I myśmy tam w tym rowie spali. I to było tak, że no powiedzmy, że, że to… Tak była ta góra na wprost nas, tu był ten rów. Ten blok lodowy. Nas trzech spało z prawej strony Furmanik z Tomaszewskim po lewej stronie… znaczy patrząc z tej strony, to po prawej stronie. No i myśmy to… odległość między nami to była, ja wiem, pić metrów, może więcej trochę. Myśmy tu w trzech, a oni tam… i dobrze, dobrze żeśmy nie mieli śpiworów ani tego, ani namiotu, bo tak też nikt by, nikt by się nie chciało nikomu wyleźć. W każdym razie Bilczewski… rano wyszło już słońce, tam takie słabiutkie i Bilczewski zawołał. Cała góra się wali na nas. To jest zresztą opisane w tej książce. To tutaj jest opisane. Zaraz, a może jest ten, ten, ten, ten, czy może tu jest to zdjęcie tego bloku? To są te, to są te... To są te, to są te... Tutaj. To się teraz nazywa Polish Glacier, myśmy tędy szli. To było bardzo takie trudne. I tu jest ten kocioł. A tu, a tu jest te lodowe… te, i to myśmy tutaj. Zaraz. Aha, tu już widać tą lawinę, w której oni zostali, o. To już było zrobione zdjęcie później. No to ja z helikoptera chyba robiłem. Tutaj widać tą lawinę, o. Przy czym ja ją mam zrobione na tych, na tych… dokładnie to z wysokości dziesięciu metrów. No i to myśmy chcieli ten szczyt nazwać, Mount Poland. To nie była jakaś tego, bo tam inni też tak nazywali. Tam jest jakieś… Już nie pamiętam jakie. Mount Italia, czy jakieś inne takie, prawda. No to cholera, to zdjęcie… To zdjęcie tutaj, co tą lawinę tu widać. O, to jest, to jest to zdjęcie, co tam jest to z tego Mount Kennedy tutaj. To tam nas… Bilczewski, Furmanik, ja i Baranek. W czterech żeśmy tam weszli na ten szczyt. No tutaj jest troszkę tych zdjęć. Z tej wyprawy. Aha, jak to ja pamiętam. W każdym razie myśmy, to już było rano, ale jeszcze śniadania żeśmy nie gotowali. Przecież my patrzyli prosto na ten szczyt. I w pewnym momencie, pamiętam, że ja się chyba jeszcze tam zdrzemnąłem, Bilczewski wyszedł i zawołał, cała góra się na nas wali. No i tamta ta bariera po prostu poleciała. Z jakiego powodu? Tam jest teren sejsmiczny. Być może, że tam były jakieś wstrząs czy coś. I ta lawina szła... To nie była taka lawina, jak tam myśmy, ja też myślałem, że to będzie pyłowa lawina. Ja uciekałem spod tej lawiny. To już dalej mówię. Ja, prawda, usiadłem jakoś tak. Zobaczyłem, że te walą się. I miałem na nogi, na szczęście nie, nie mieliśmy śpiworów, bo to było tam, pomimo że tam tak było poniżej zera, ale ja miałem po prostu taki komplet puchowy. Znaczy spodnie puchowe i ta… i kurtkę puchową. I miałem naciągnięte na nogę plecak. Ten plecak tutaj gdzieś jest zresztą. I tego, ja zacząłem... Znaczy tak... Baranek i Bilczewski uciekali, jak tak jest ta bryła, ta, ta, ta, ten tutaj, ten zbocze, to uciekali w tamtą stronę. A ja byłem bliżej tu z tej strony, zaraz przy krawędzi tego bloku i w tą stronę i i szedłem na rękach, bo rękę, nogi miałem uwięzione. I cały czas szedłem i się chichrałem, bo myślałem, że to jest też taka pyłowa, że mi za kołnierz naleci ten pył. Ja w ogóle nie zdawałem sobie sprawy, że to, że to się, że tu tego, ale ja to widziałem do niemal do ostatniego momentu. To już ta, ta, ta lawina tak szła po tym zboczu i potem już było poziomo, no i ona tak weszła na to poziome i wtedy tak urosło. Urosły to na wysokość tych dwudzie… to to są były, bryły lodu i między tym mokry śnieg taki. Znaczy mokry. On tam był mokry w ciągu dnia, a tak to zamarzał. No i to pamiętam jasno, już uciekłem tutaj, oni we dwóch uciekli z tamtej strony. No i to rzeczywiście było straszne, no. No pamiętam, jak ta lawina urosła. I pod ciężarem tego, bo to urosło do kilkunastu metrów. Ten pionowy, taki ten, tak jak to wjechało na poziome, tak urosło i spod tego wystrzeliły takie, to ja mówiłem, że to wyglądało tak, jakby ktoś pastę do zębów tak, że wyleciały takie, takie pod naciskiem, pod ciśnieniem. No i to walnęło w ten blok, ale myśmy wszys… trzech, to się, tośmy się tam uratowali. I potem była akcja ratunkowa? Tak, tak, oczywiście, była. Ja z tej akcji ratunkowej, bo ja tam potem tam... Nie… to nie była nawet akcja ratunkowa, tylko myśmy potem zeszli na dół. I tam była... Tam była taka baza wysunięta nasza. I tam miał przylecieć ten lekarz nasz Gliński z helikopterem. Bo tam ci parkowcy nam dawali darmowe loty helikopterem, bo to była taka sytuacja, że oni mieli, ci parkowcy, oni tam rodzinne prawie mieli, mieli dzieci, kolonie miały letnie i oni do tych dzieci latali tym helikopterem tam. No i on ten Gliński się dosiadał do nich, do tego helikoptera, myśmy za ten helikopter płacili tam, ale to też tam nie były te jakieś tragiczne sumy. No i poleciał, tak? Ten Gliński helikopterem na tą akcję ratunkową? Tak? No nie, on tam, ten Gliński przyleciał do nas, ale on nie miał, oni nie mieli lądować. Tylko myśmy wydeptali na śniegu „HELP” taki napis. I oni przylecieli. I myśmy go chyba ściągnęli na ziemię. Nie wiem, czy… myśmy mieli radiotelefon także z tym z Glińskim żeśmy rozmawiali i powiedzieliśmy, że jest wypadek, że, że to, bo myśmy byli od tego miejsca, wypadku przez ten cały lodospad, żeśmy zeszli na dół. No i… Potem oni sprowadzili jeszcze ratownika zawodowego z psami ratunkowymi, ale to tam niepotrzebny był pies, bo w zasadzie, bo myśmy dokładnie wiedzieli. Znaczy ja wiedziałem gdzie, gdzie ci są, leżą. Myśmy najpierw próbowali coś odkopać, ale czekany zos… nikt nie miał czekana. Czekany, wszystko zostało w tym, w tej lawinie. Ten mój aparat fotograficzny został ze zdjęciami i tego, no. I oni też tam zostali już na zawsze. Oni zostali, czy się ich… Tak, tak, tak, tak. Już tam zostali. I tam… Tutaj rzeczywiście jest to… nie, zaraz… gdzie, to jest ta książka. To mi przesłali ci ratownicy, bo oni w końcu na ten Mount Poland weszli, tymi naszymi śladami, prawda. No nic, to zdjęcie… Zresztą po latach, to już było dwa czy trzy lata później mi przysłali, ja tutaj to zdjęcie gdzieś tam na pewno mam tam na tym, na tym moim. No dobra. Co? Położę. To co temat lawiny… To mamy. No tutaj ten Washburn, to był taki… Ja z nim korespondowałem przed wyjazdem na Alaskę i potem zresztą też mi dostarczył szereg materiałów. I on latał z tym Don Sheldonem, nie wiem, jest taka o Don Sheldonie, ją mam. On, latał, prawda, i z tego… samolotu fotografował, to jest jedno z tych zdjęć, a Jurek Kukuczka potem pisał pracę na temat McKinley’a. On jakoś… Robił jakiś trenerski, trenerski, kurs, no, ja mu dostarczyłem te zdjęcia tego Washburna, tylko to nie takie ładne były, tylko ja miałem takie kopie i on to dołączył do tej swojej pracy. Nie wiem, czy mieliście coś tam... Nie? No, ale tutaj widać też wyraźnie to trasę naszego wejścia. Myś… Ta droga, droga normalna, czyli najłatwiejsza, to jest tutaj ten dym... Mógłby pan z tej strony pokazywać? Tutaj? Z tej, o tak. O, no, no. Dobrze? I wyżej trochę, wyżej. Oho, no teraz, tak. Więc tutaj jest droga normalna i tu szła grupa wspierająca trójka. To był, to był ten Bagsik, Sznytzer i jeszcze ktoś trzeci. I to oni, myśmy tutaj poszli, to zresztą był mój pomysł, bo to żeby ja najpierw wybierałem cele, te górskie, no i to myśmy tutaj szli zaraz, zaraz, żeby to tutaj było widać. Tutaj myśmy tędy szli i o tu u dołu było bardzo stromo. Tutaj tego nie ma, tu, tu tutaj, to myśmy tutaj, tędy te sześć dni chyba żeśmy szli do góry, i tutaj do nas doszła ta trójka tędy. Bagsik i ten tędy, jako grupa wspierająca, tośmy się spotkali i potem już razem do góry. I tutaj z tego miejsca, to było tak [?] jak z Hali Gąsienicowej na Kasprowy taki, taki do szczytu jeszcze, tego. i tutaj właśnie... Potem żeśmy schodzili tutaj na tej przełęczy, to jest ta przełęcz Denali, na której tutaj sześć dni żeśmy próbowali zejść, to wrócić tutaj. To tam jest gdzieś poopisywane, gdzieś tam. Tutaj Kukuczka wtedy bardzo dostał w kość. Do tego stopnia, że on został jako jedyny odesłany do Polski w ogóle. On tu wrócił wcześniej, przed naszym wyjazdem na południe, czyli w Góry Świętego Eliasza. To co trzymać jeszcze? Nie, już nie. No. A tu dokładnie to panowie dalej jak wróciliście? Proszę? Tutaj były te sześć dni i jak wracaliście dalej w dół? No myśmy potem razem wracali już. A którędy? Nie myśmy tutaj, tutaj gdzieś tędy, tędy, tędy, tędy, chyba do tej przełączki… Nie, to zaraz jak myśmy to schodzi… Niewątpliwie tutaj żeśmy zeszli, tutaj musieliśmy gdzieś tędy. Myśmy tu na spodniach zjeżdżali ten odcinek. I tutaj oni mieli obóz i tu mieli wyżywienie i tego. No ok. Ja chciałem doprecyzować tylko. Ale tutaj bardzo ładnie to widać, tylko że tu nie widać tej całości, no. Bo tutaj stąd do naszej bazy. To też oni tam opisali, w tym, w tym, tych Kamratach, że… Co to tam było? Rozdział VIII – Nanga Parbat To może zmienimy temat, bo mówił pan, że Himalaje pana nie interesowały. Tak? Po prostu, po prostu bardziej mnie, bardziej mnie wyjazdy do Peru. Przede wszystkim ja dość dobrze już potem ten hiszpański opanowałem. Codziennie, nawet dzisiaj też już rano hiszpański sobie zaliczałem. No bo to jako taka ciekawostka zaś, to jest trudny cholernie tekst. Nawet jakby on był po polsku, to to jest trudny do zrozumienia. Mianowicie kiedyś byłem w Peru, ja sobie tam z Peru przywoziłem zwykle literaturę, nie żadne pamiątki, tylko po prostu literaturę. I to właśnie dwa tematy. Znaczy historię Peru. Teksty pisane jeszcze w XVI wieku. Tutaj mam takie sześć tomików tam Garcilaso de la Vega. Tam z prawej strony pisze Garcilaso de la Vega i tego. To jest, to jest podstawowa lektura szkolna wszystkich dzieci tam nie, nie, nie, Pan Tadeusz, czy cos jak u nas, tylko historia Peru. I… Proszę? Czy jest jakaś… Czy wyjazdy do Ameryki Południowej były łatwiejsze w organizacji niż w Himalaje? No inny, inny. Ja jechałem w Himalaje raz. Byłem też jako kierowca i jako, no jako kierownik wyjazdu w ogóle. Bo była taka sytuacja, że Majer ten wyjazd zorganizował. Wiecie, kto to? Na Nanga Parbat… Proszę? O Nanga Parbat mówimy teraz. Tak, tak, tak. Janusz Majer. No, no. Tam była taka sytuacja, że, Janusz Majer był jeszcze wtedy raczej mało znany. On tam w Tatrach nie za wielkie sukcesy miał. Tego, gdzieś tam jeszcze chodził, ale tego. I zarząd główny w Warszawie nie chciał się zgodzić, żeby on był kierownikiem. I mnie to zaproponowali, żebym ja był kierownikiem wyprawy na tą Nanga Parbat. A ja tam, mnie tam… jak mówię, no. Ja byłem i kierowcą i kierownikiem tej wyprawy. I jak pan wspomina to… Jak pan wspomina tę wyprawę? Może coś pan opowie więcej o tej wyprawie? No to przede wszystkim wyprawą zorganizował Majer. Całkowicie. Ja przyszedłem na gotową, można powiedzieć. Z tym że, ponieważ ja miałem duże… byłem wysoko notowany, wtedy w pierwszej dziesiątce w Polsce. Jak była wyprawa na Kunyang Chhish, tylko wtedy to się nazywało Khiangyang Kish jeszcze przed wyjazdem, to byłem wytypowany na ten wyjazd. Ja wtedy, wtedy to był rok siedemdziesiąty....
Jak tam było tego? Wyobraźcie sobie trzy takie super wyjazdy miałem proponowane, ale wszystkie w jednym terminie. Był to po pierwsze wyjazd do Francji na stypendium tam takie naukowe. Drugie to było ten Khiangyang Kish wtedy jak on się nazywał. Później poprawili tą nazwę. Tak, on był wtedy Khiangyang Kish, byłem tam na liście tych wyjazdowców na Khiangyang Kish. I trzeci, trzecia możliwość była Peru. Ale ja do tego Peru z Furmanikiem wtedy w siedemdziesiątym pierwszym roku to już byłem. To już było bardzo zaawansowany ten wyjazd. Ja z tych trzech musiałem wybrać. No wybrałem Peru. Wydaje mi się, że słusznie wybrałem. W każdym razie ten, kto pojechał za mnie na ten Kunyang Chhish, to on tam zginął. Wleciał do szczeliny, ja już zapomniałem, jak on to się nazywał. On pojechał za mnie tam. Mam tu gdzieś jeszcze. Już nie, nie znajdę tego. To gdzie mnie powiadamiają, że jestem wytypowany na wyjazd. No. No i z tą Nangą… Nanga Parbat. Jak dalej było. No, proszę? I Nanga Parbat. Jak tam… No nie, Nanga Parbat, to już było inna sprawa, to już to już było później i tego. Przede wszystkim jeszcze tu przed tą Alaską, to była taka sprawa, że ja pisałem doktorat. Nie wiem, czy wiedzieliście? No. Pisałem doktorat i moim promotorem był rektor Politechniki w Gliwicach, profesor Ochęduszko. Super… tego. I tylko że była taka sprawa, że o… to ja tutaj gdzieś to mam. Profesor Ochęduszko mi mówi przed obroną doktoratu, żeby to opublikować, to te moje wyliczenia. Ja mówię panie, panie profesorze. Ale przecież nie wolno niczego publikować przed obroną. Nie. Nie, to jak ja tego… członkiem Polskiej Akademii Nauk. No i to było to było największy mój naukowy sukces. Proszę sobie to zobaczyć. W Biuletynie Polskiej Akademii Nauk nawet profesorowie nie mogą publikować, tylko członkowie Polskiej Akademii Nauk. I on to, on to… wiesz, kazał mi to napisać. I proszę zobaczyć Zyzak, jako autor, jeszcze inżynier, a nie, a nie magister inżynier, ale nie… Czekaj, czekaj, nie tu nie ma, a Zyzak nawet bez tytułów. Ale recenzent też bez tytułu, profesor zwyczajny i tego profesor Ochęduszko. I to jest moja naj, naj… To jest biuletyn, to jest tego. Proszę to sfotografować, bo to jest bardzo ważne. Później zrobimy zdjęcie, tego może osobno? Jeszcze zrobimy zdjęcie. Proszę. Zdjęcie zrobimy. Tak, tak, tak. Dobra, dobra, bardzo dobrze. To było w sześćdziesiątym dziewiątym roku, ja to ładne, oprawiłem, pojechałem do Ochęduszki to złożyć. Proszę sobie wyobrazić, że to był czas, kiedy, kiedy ci po księżycu chodzili, ten, ten wiesz co, to to to był ten. On chyba żyje jeszcze. To był ten drugi, drugi, co po księżycu chodził. Pierwszy był Neil Armstrong, a ten był… Tam jest napisane, to go mam w każdym razie tutaj. I to jest praca na jaki temat? O czym? Proszę? Na jaki temat to jest ta praca? Peru? Nie, to co tutaj pan pokazuje. Tej pracy? No. Aha. Otóż proszę sobie wyobrazić, że ja broniłem tą pracę, mając jednego recenzenta z negatywną recenzją. Ale to było świństwo po prostu o pieniądze chodziło. Nie moje, zresztą, tylko promotora. No. I ten profesor z Warszawy, ani nie przyjechał na moją obronę wygłosić tę swoją negatywną opinię, ani nie przysłał nawet asystentów jakiś. Więc to zjechali tam w czasie, w czasie tego. Rzeczywiście, świństwo zwyczajne. Już mi się odechciało potem prac naukowych. Ale pan dalej pracował w tym zawodzie, naukowo? Kto? Czy dalej pan pracował naukowo potem? Pan, czy dalej pan pracował naukowo? No, ja pracowałem w GIG-u tego, ale ja tam w GIG-u potem miałem głównie… Robiłem tam prace, jakieś dostawałem, tego. Ale w GIG-u też... Ja się zajmowałem tymi sprawami termodynamicznymi,
no. Gazami i tego, że w kopalniach. Jeździłem do tych kopalń dość, dość, dość często, prawie do połowy kopalń zaliczyłem tutaj w Polsce. Głównie zresztą rybnickie kopalnie obsługiwałem. Tam robiłem sprawy wentylatorów i tych, powietrza sprężonego i… tej podsadzki, to właśnie między innymi ten mój doktorat dotyczył podsadzki pneumatycznej. No i potem się zajmowałem w GIG-u normalizacją. I jeździłem. Ja napisałem polską normę dotyczącą pomiaru wentylatorów… górniczych i to ogromnych wentylatorów takich, ale nie tylko. I napisałem taką... polską normę, bo jestem autorem tej polskiej normy i ta polska ranga, ta moja, osiągnęła to, że w tej chwili to jest europejska norma. Więc to jest też mój taki sukces, prawda. To może wrócimy jeszcze do tej Nangi. Nanga Parbat? Aha, aha, aha. Może opowiemy coś o niej. No więc oni powiedzieli, że, że żebym ja jechał, nie. Ja wtedy, że się nic nie miałem… tam był wyjazd chyba w Hindukusz i tak dalej. W tym Hindukuszu w końcu nigdy nie byłem. I że żebym jechał tam, jako kierownik, a równocześnie jako kierowca tej ciężarówki. Tam już bez Furmanika, to ja prowadziłem, aż z powrotem też już nie wracałem niestety, bo to ten Lipiński potem wracał, bo ja żółtaczkę tam złapałem. W tej w tej... W czasie tej wyprawy na Nangę. No. I… Ja tam na… Zresztą nie doszło do skutku wejścia szczytowe. Oni byli bardzo blisko szczytu, a z nimi rozmawiałem przez radiotelefon. Wtedy już były super radiotelefony, te Klimek prawda to tak, że to tego. Ja wyszedłem na górę, która jest naprzeciw Nanga Parbat i stamtąd tam miałem widok. Porobiłem pięknie zdjęcia tam potem, potem z tego z tych moich zdjęć to korzystali, była wyprawa krakowska na tą ścianę Rupal. Tam zdaje się był wypadek śmiertelny nawet, na tej wyprawie. Oni ode mnie też te zdjęcia brali z tej, z odległości cały ten ścianę i to porobiłem teleobiektywem. Zaraz, co to, co tam jeszcze? A to Nangę. No to prowadziłem tą ciężarówkę bez zmiennika. Jako ciekawostki, to kilkanaście dni myśmy wszędzie musieli się zatrzymywać w ambasadach polskich, tych kolejnych krajów i dawać znak, że już jedziemy. Jako ciekawostka jeszcze mogę podać, że byłem jeden z pierwszych, no może nie pierwszy, nie mówię, że pierwszy, który przejeżdżał przez Bosfor po moście już. Nie promem, tylko tym mostem. Ten most był jakiś tydzień czy dwa tygodnie przed moim, przed moim przejazdem był dopiero otwarty do ruchu. Rozdział IX – Historia wspinania A długo jeszcze pan się potem wspinał? Często? Kiedy pan skończył się wspinać? Zaraz. Przede wszystkim tak. Ja tutaj, cokolwiek tego, to przede wszystkim tutaj muszę sięgnąć do... Na mój… ojej… Na mój temat były pisane dwie prace takie licencjackie, chyba. Pisali tom co ja tutaj mówię, to tam było pisane coś. Ja tutaj mam te prace. Ale tutaj ja mam to, to jest wykaz przejść, tu jest wszystko. To też było w tych pracach publikowane zwykle. I tutaj jest napisane od pierwszej mojej wspinaczki, droga, Mnich i tak dalej. Jan Majchrowicz towarzysz, o. Tutaj są wszystkie uwagi, kiedy… datę, z kim szedłem i którędy. Zobaczyć do kamery? To, to. I tutaj jest ostatnie moje te… była taka historia, że było pięćdziesięciolecie
zdobycia Zamarły Turni. Ja tam poszedłem na tą Zamarłą Turnię z okazji… przedtem nie chodziłem tam. Tą, tą klasyczną drogę przez tego, na Zamarłej Turni i to robiłem z Popowiczem. Z tym którym potem, zresztą z nim często dosyć jeździłem. On potem się raczej bardziej entuzjazmował… on zresztą jeździł na Lhotse przecież tam chodził i tego, ale on raczej samochodami się interesował. Na rajdy samochodowe konkretnie. On też do tego Maroka jechał. No i tutaj jest no… Z nim poszedłem tam na tą Zamarłą Turnię. On zresztą poleciał tam wtedy kawałek. I potem minęło pięćdziesiąt lat i kolejny raz i to było chyba już koniec mojej działalności. To akurat zakończyłem na tej Zamarłej Turni. Zaraz, gdzieś tutaj jest… w stulecie już Zamarłej Turni. A to już było, to już było, tego, robione… A tu mam gdzieś też te zdjęcia. Krakowiacy tam właśnie z tego zespołu góry… I to filmowali tam nasze, jak się wspinamy. Ale tam żeśmy we trzech szli… Zaraz, jak to było? Dwa tysiące piąty. Furczyk, o. Furczyk, Furczyk. No to można powiedzieć on nas przeciągnął tam z Popowiczem, bo myśmy już wiekowi ludzie. W dwa tysiące piątym roku, tak? Nie, dziesiątym. Dwa tysiące dziesiątym. To było stulecie, prawda. Tak, dwa tysiące… dwudziesty trzeci lipca. Furczyk, Popowicz i ja. No potem jeszcze tutaj mam zapisane na same zakończenie. [?], a to gdzieś w Austrii było. Ja się tam też wspinałem. O ze świętą pamięci Siewierską i za świętej pamięci Świątkowskim. Znacie ich?. Świątkowski był z Sosnowca. No już potem, potem na tyle nie chodziłem. Ale ma pan bardzo długą historię. Od Owidiusza zaczynając. Tak. Aż do teraz. To jest niesamowite. Rozdział X – Jerzy Kukuczka No to może jeszcze zapytam o Jurka Kukuczkę, może? Jak pan poznał Jerzego Kukuczkę, jak go pan wspomina? Przede wszystkim tak. No, niewątpliwie tam on był z nami na tej Alasce, ale przedtem… Ja się z nim chyba nie... Przede wszystkim ja byłem jego szefem w pracy przez, co najmniej sześć lat. Bezpośrednim szefem. Także miał dobrze ze mną. Jeździł tam, ale i tak, i tak zrobili, zrobili kiedyś w EMAG-u, to tam, w tym, w Bogucicach jest, niedaleko tam jego tego miejsca zamieszkania, prawda, i tego. No, przyszedł rozkaz z ministerstwa, żeby zwolnić ludzi część, bo za dużo ludzi jest w GIG-u. Główny Instytut Górnictwa, prawda tego. No to oczywiście Kukuczkę zwolnili. No ale jeszcze Kukuczka wtedy nie był taki, ale on już ciągle wyjeżdżał, prawda. W pracy go mało było. Można powiedzieć, że pod koniec to tam po pensję, to jego żona przychodziła, a on już w ogóle nie przychodził nawet. No i… Jak go zwolnili, to myśmy z Popowiczem… Tam był dyrektor, dyrektor nie wiedział, że taki numer jest. On dawał mi na przykład, jak Kukuczka, jak Kukuczka, już nie wiem, czy to było i tak, i tak. To dał mi samochód, żebym pojechał na lotnisko do Warszawy i go przywiózł, prawda tam. Znaczy z kierowców, kierowcą nawet dwa samochody, bo jeszcze dziennikarze tam też jechali. Chyba jak on już to czternaście tych, prawda, zaliczył to żeśmy tam go odbierali z lotniska. No i się wspinaliście razem trochę? Trochę się razem wspinaliście? Z tego Kinley’a… ja się nie przypominam, żebym z nim się wspinał w Tatrach. Chyba nie. No dobra, to nie wiem, czy może, może jeszcze... Tu jeszcze był taki z Kukuczką też numer, że stan wojenny nastał. I w stanie wojennym… Jego nie było akurat wtedy, jak ten stan wojenny nastał i trzeba było oddać wszelką broń. Palną. Okazało się, że myśmy mieli rakietnice. Niezarejestrowane,
czy jak, już nie pamiętam tak. I Majer mi mówi, że to musi być u niego w domu, on jeszcze wtedy mieszkał nie tam… on tam zresztą chyba nigdy nie mieszkał. On tutaj mieszkał, dostał mieszkanie zaraz koło stacji kolejowej w... Na Zadolu. Proszę? Na Ligocie, na Zadolu. Na Zadolu. Tak, tak, tak, tak, tak, no, no, no. I ten dyrektor, prawda, w GIG-u, nasz wniosek z Popowiczem. Ten facet był bardzo fajny, bo to on za młodu przed wojną jeszcze latał jako pilot. Tego, w jakiś tam na szybowcach zresztą głównie. No i to wspinanie, szybownictwo to też takie… Trochę i ryzykowne i bardzo takie spektakularne, nie? No także… A co z tą bronią? Z tą rakietnicą dalej? Co z tą rakietnicą? No bo myśmy tam pojechali do GIG-u, jego nie było. I tych rakietnic nie mogliśmy… tego. Janusz Majer mówi, to są u niego, bo on z tych rakiet strzelał na jakiegoś sylwestra. Nie? No. No i myśmy, nie wiem, z kim to… Może z Majerem tam żeśmy tam byli, chyba czy jakoś. Ta rakietnica była w takiej torebce specjalnie, taki pokrowiec. I to gdzieś było za piecem, po prostu. No i myśmy to oddali. Rozdział XI – Peru To, a jeszcze… Czy jest coś, o czym pan chciałby opowiedzieć? Jakaś anegdota, czy może coś tak od pana? Anegdota, anegdota. A! Otóż było to w… Zaraz, zaraz, zaraz, żebym ja się tutaj nie pomylił. W Peru. W czasie tego pierwszego wyjazdu do Peru w siedemdziesiątym pierwszym roku. To myśmy pojechali tam na pół roku, prawda, ale z tego większość to było przepłynięcie statkiem, prawda, bo to sześć tygodni trwała podróż. Zresztą strasznie fajna, ja nigdy na morzu nie byłem, a nigdy przedtem w Gdyni nie byłem nawet. Pierwsze morze jakie widziałem jedyne, to było Morze Azowskie jakieś, w Kaukaz jechali, to tam, gdzie w tej chwili te wojny się toczą. No. I… Ka już znowu zgubiłem… W Peru. Anegdota w Peru. Aha, i to de facto, jak się jechało do Peru tam, to myśmy to były jakby trzy wyprawy. Najpierw żeśmy pojechali na Huascaran na ten najwyższy i w Cordillera Blanca, który niewątpliwie jest najpiękniejszym rejonem. Potem wracaliśmy do Limy, z Limy pojechaliśmy do centralnej Peru, na wschód od Limy, prawda Cordillera Raura, Chacua, no, to co oni tam napisali, że ja sprośne piosenki na Chacua śpiewałem. A śpiewał pan? No ale, ale nawet słowa nie… słowa nie są te. Góralska piosenka. Tam, tam jest zacytowana jako sprośna, której ja nawet nie znam tych słów. Oni mi to przypisali, tak. Nie wiem kto im to powiedział, bo na pewno nie ja. No. W każdym razie potem pojechaliśmy, potem pojechaliśmy na, już tradycyjnie, prawda, ta Cuzco, Machu Picchu i tam w te Cordiliery na Volcanica, Wulkaniczna Kordyliera, i tam żeśmy, to jakby były trzy wyjazdy i w przerwie między tymi wyjazdami, a myśmy wtedy trzymali samochody i jakeśmy tego. Rzeczy trzymaliśmy w ambasadzie polskiej. Garaż nam taki tam udostępnili i tego. No. I ten pan ambasador Linka [Jerzy Linka] zresztą z Katowic. Tam w tej ambasadzie ja go z Katowic… No i on mówił nam, słuchajcie są tu mistrzostwa świata w podnoszeniu ciężarów. W siedemdziesiątym pierwszym roku, to by musiało być, tak. Słuchajcie, ja nie mogę, nie mogę tam… Trzeba ich przyjąć. Oni przylecą samolotem. No i potem tam pójdą do jakichś hoteli, no bo to przecież zorganizowane to było wszystko, tego. Pojedzcie, bo ja nie mam czasu, niemożliwe, pojedzcie tam po nich na lotnisko. No i myśmy tam pojechali. I… Aha, i żeby ich przywieźć, żeby zanim pojadą jeszcze do hotelu, żeby oni do ambasady przyjechali do tam. No i rzeczywiście tak było, że no myśmy tam przyjechali. Powitaliśmy się no, tego, oni wsiedli do tego autobusu. Myśmy ich podprowadzili do tej ambasady, przychodzimy do pana ambasadora. I on mówi, no to panowie, tu przy stoliku. Wszyscy mówimy sobie „na ty” do mnie też „na ty”. I alpinista, i ciężarowiec, alpinista. Tak na przemian. Tak siedzieliśmy przy tym stole. No i tam oczywiście jakieś tam trunki były, tego. I obok mnie siedział taki super Olimpijski Mistrz Baszanowski [Waldemar Baszanowski] w tym dźwiganiu ciężaru. On chyba w Meksyku złoto chyba wyrobił czy coś tam. Ja do niego no, ale wy to macie fajnie, wyście jeszcze dwa dni temu w Polsce byli tutaj, a myśmy się tu tłukli się sześć tygodni statkiem i tego. On mi mówi, to my wam zazdrościmy. Przecież tutaj, my tu… nas tu jest kilku, a cała zgraja, on tego słowa nie użył „zgraja”, ale tak można było… To są trenerzy, jacyś działacze i lekarze. Razem z nimi ta cała zgraja tych pasożytów takich, można powiedzieć, prawda. Jak mówię, on nie używał tego słowa, tylko powiedział my wam zazdrościmy. No to taka… Legenda, jak to miało być. Często pan jeździł w Peru. Czy Polacy mają dużo osiągnięć w górach Ameryki? Ja siedem razy tam jeździłem do Peru. Tam Polacy często jeżdżą? Ogólnie Polacy często jeżdżą w góry, się wspinają w Ameryce Południowej? Myśmy… No nie… Przede wszystkim tak, przed wojną tam były dwie polskie wyprawy, co miały super sukcesy. I to tutaj... Ja tutaj przygotowałem
na to spotkanie. To jest któreś tam wydanie Wyżej Niż Kondory Ostrowskiego i on mnie poprosił, żebym mu dostarczył… Ja to, ja to opracowałem… Historię polskich wypraw po... I tu jest ten mój wykaz jest tutaj do tego dołączony. On tu bardzo ładną dedykację mi napisał jeszcze. Pokażcie tutaj. Tą tytułową stronę. Czekaj chwilę Wojciech, nagrajmy to kilka sekund. Nagraliśmy. No ja tu też to… tu opracowałem… Takie coś tam było publikowane z okazji pięćdziesięciolecia
wypraw andyjskich. No i to tam są moje, moje też teksty w tym. No to tych wypraw sporo było. Dużo było wypraw w Andy polskich. No to tu wszystko, znaczy do któregoś tam roku, nie, do osiemdziesiąt
cztery. Bo to było wtedy akurat. Ale bo później, to prawie wszystkie wyprawy to raczej jeździły do Peru. Między innymi ten Paweł Pallus też tam przecież, ale oni do Ekwadoru chyba tylko jeździli. Nie wiem, czy do Peru dotarli, już nie pamiętam. No a teraz to ja sobie, tego, ciągle na rowerze jeżdżę bardzo dużo. Ma pan siły ciągle, żeby… Ma pan ciągle siły, żeby jeździć? Ciągle pan ma siły? No w tym roku w tym roku, to muszę powiedzieć tutaj, bo mnie ciągle coś w sercu znajdują, mój życiowy rekord przejechałem niedawno. No. Sto pięćdziesiąt jeden kilometrów w ciągu dnia. I to nie po szosie, tylko w terenie, prawda, tak. To jest bardzo dużo. Proszę? Bardzo dużo. No ale, ale takie… osiemdziesiątkę,
to ja prawie co drugi dzień jeżdżę. Jak deszcz nie pada oczywiście. I gdzie tutaj na Śląsku pan jeździ? Czy jakieś pan ma ulubione trasy? Jakieś trasy ulubione? Tak, tak, mam takie parę teraz tutaj, po których sobie jeżdżę. Tam przez Bogory, we wszystkich kierunkach znaczy albo tam w stronę Tarnowskich Gór, w stronę Gliwic. No, w ogóle naokoło tutaj. No tutaj, tutaj trochę… To moja rodzina w Żywcu. To jest tak takie bardzo, bardzo fajne spotkania tutaj wszystkie te… Tak wyglądało spotkanie Zyzaków w zamku. Ale to ja tam, ja tam do nich jeżdżę zwykle na święta. Na Boże Narodzenie albo na Wielkanoc. I to i to. No to tam też zawsze, tego. No to też czasem na przykład jeżdżę rowerem w tamtą stronę, nocuje tam i wracam potem z powrotem z Żywca przez Oświęcim. Zdrowie pan ma… No. No dobra, to co? My dziękujemy bardzo, bardzo. Dziękujemy.